Film, mimo znakomitych recenzji, wielu nagród i rewelacyjnej obsadzie wywołuje odruchy wymiotne. O dziwo, nie ze względu na sceny morderstw, czy gwałtu.
„Monster” przeraża swoją prawdziwością, naturalistycznym podejściem do całej sytuacji.
Patty Jenkins znakomicie uchwyciła portret psychologiczny dręczonej kobiety, która ze względu na dzieciństwo nie może odnaleźć się w świecie rzeczywistym. Charakter głównej bohaterki, jej losy, przemyślenia, jej obraz świata są niezwykle spójne, rzeczywiste. Aileen ma takie same pragnienia, marzenia, jak każdy człowiek. Została skrzywdzona, więc jej rzeczywistość się ugięła, pod ciężarem doświadczeń, w złą stronę. I Jenkins trafia tutaj w sedno, gdyż ukazuje chęć pozostania w związku z Selby, jednocześnie obrazując ja Aileen jako morderczynię.
Ten film ma też znakomitą obsadę. Charlize Theron błyszczy jako tytułowa „monster”, niestety daleko w tyle pozostaje Christina Ricci, która mimo kilku dobrych scen, emanuje brakiem odpowiedniego nastawienia do przekazu filmu.
A więc co sprawia, że film został przeze mnie aż tak źle odebrany? Niektórzy nie wahają się z określaniem go mianem genialnej produkcji. Ja nie potrafię użyć tego określenia. U każdego widza tak naprawdę Aileen wzbudza raczej współczucie niż wzgarde.
We mnie film pozostawił odrazę i wstręt. Dlaczego? Nie było tam zbyt drastycznych, brutalnych scen, brakowało mocnych przebarwień filmowych. Ale, co najbardziej przerażające, film emanował takim realizmem, takim okrutnym obrazem rzeczywistości, że muszę przyznać, więcej po niego nie sięgnę.(Ale to bardzo subiektywna opinia)