Film oglądałem na raty, bo nie dawałem rady. Do seansu zachęcił mnie opis. Spodziewałem się jakiegoś poruszenia tematu mobbingu, wyzysku itp. Potem zobaczyłem napis, że jest to praca dyplomowa studentów łódzkiej filmówki i pojawiły się pierwsze wątpliwości. I ostatecznie im dalej tym gorzej. Hotel wyglądem przypomina jakiś zakład psychiatryczny. Dostajemy zlepek scen, które nic nie wnoszą do fabuły. Wszystko jest jednym wielkim, pseudoartystycznym bełkotem. Ta dziwna XXI-wieczna surrealistyczno abstrakcyjna sztuka nowoczesna ma to do siebie, że możemy o wszystkim powiedzieć, że ma jakąś symbolikę czy drugie dno. Jak sobie nagram film w którym defekuje pod muzykę Cannibal Corpse i nazwę to sztuką, to pasjonaci odnajdą w tym odniesienia do kultury Inków i prześladowań Aborygenów. Studenci więc nakręcili jakieś randomowe sceny gdzie scenariuszem było "Maniek, weź, że niby sztukę artystycznie uprawiasz, a potem dawaj na browarka idziemy xD". Nie zachwyca.