Zacznę od polskiego tytułu, który należy do tych śmiesznych, niepotrzebnych i nieudolnych jakich wiele już stworzono bez żadnego konkretnego celu. Facet nazywał się Ewilenko, taki jest też tytuł oryginalny więc po co ten "Morderca ze wschodu"? Ala ta uwaga tylko tak na marginesie, nie ma ona wiekszego znaczenia.
Chciałoby się powiedzieć, że to dobry film, ale zabrakło w nim mocnych wątków i jakiejś myśli przewodniej. Chory człowiek zaczyna w makabryczny sposób mordować nieletnie dzieci, wszczęte postępowanie śledcze doprowadza w końcu do jego ujęcia, ale tak naprawdę nic z tego nie wynika. Co twórcy chcieli nam powiedzieć, jaki był sens opowiadania takiej historii, bo przecież nie mamy tu do czynienia z thrillerem. Na potrzeby takiego gatunku zabrakło napięcia, scen krwawych, przerażających, mrożących krew w żyłach. W pokazywaniu makabrybnych praktyk Ewilenki ograniczono się do minimum. Gdyby nie sam fakt, że oglądamy historię o iście potwornym i chorym człowieku można byłoby pokusić się o umieszczenie obrazu na półce z melodramatami. Nie jest to też film psychologiczny. Nie mamy pojęcia o tym co dzieje się w głowie mordercy, ani też niewiele jak widzą go inni. Pozostawiono nas z płytką i krótką charakterystyką psychologiczną sporządzoną przez psychoanalityka, który niebawem i tak ginie z ręki Ewilenki, nic więcej nam nie wyjaśniając. Ani konkretny powód, ani też jasno określony gatunek tego dziwnego obrazu nie przychodzi mi do głowy. Nie jest to jednak film jakoś bardzo źle zrobiony i to chyba przemawia trochę na jego korzyść, do tego fantastyczna gra Mcdowella podnoszą całość o kilka poziomów wzwyż. Cała reszta jest naprawdę kiepska. Jeśli intencją twórców było ukazanie zła doktryny komunistycznej, na przykładzie chorego psychicznie dewianta, należy uznać ją za zupełną porażkę i zabieg tyle bezsensowny co absurdalny. Za taką koncepcją przemawia szereg innych zabiegów jak choćby sylwetka komunisty prowadzącego sprawę, gwałtownego, impulsywnego, a jednocześnie prostackiego faceta, który niczym kameleon zmienia się w potulnego i kochajacego obrońcę rodziny przy żonie i córce. Wygląda to bardzo fałszywie. Szkoda tylko, że tak mało wyraźnie są ukazane te wszystkie elementy demaskujące niszczycielską i okrutną ideę komunistyczną. Film byłby napewno ciekawszy, gdyby zamiast Ewilenki pierwsze skrzypce grały prawdziwe arkana ukazujące nam dookolną rzeczywistość oraz drogę do zrozumienia zła, które ogarnęło i zniszczyło potężny naród ze wschodu.
Przynudzę jeszcze podkreśleniem jednego, jak sądzę istotnego elementu dla nakręconej całości, że być może chodziło w filmie o coś jeszcze zupełnie innego. Otóż widzimy rosję w okresie rozluźnienia systemu komunistycznego. Nikt już nie boi się powiedzieć - nie jestem komunistą - nikt nie boi się powiedzieć, że wierzy w Boga. Komunizm zdaje się odchodzącą w niepamięć marą, złym snem po nagłym przebudzeniu. Nie jest to już terror i zamordyzm jakiemu hołdował Ewilenko. Umierające zło podnosi jeszcze rękę do ciosu w agonii czego przykładem jest ten makabryczny bohater. Zło nigdy nie przegrywa tak zupełnie, broni się do końca by odejść w niechwale, a jego widmo ciągle będzie nad nami ciążyło...
Pozdrawiam