tak moge określić ten film. Początek filmu wydał mi się strasznie chaotyczny, i momentami durny. Ogólnie film jest niezły, poza kilkoma wpadkami przy fabule i lekkiej jej rozwlekłości. Angus Scrimm w roli Tall Mana wydał mi sie w porządku, troche przesadzony i sztywny, ale w porządku. Podobał y mi się za to tytułowe "kuleczki" i sposób w jaki zabijały. Właściwie, to była jedna kulka i zabiła jednego gościa, przy czym to była chyba najlepsza scena w całym filmie. To co najbardziej zasługuje na uwage, to niesamowicie ponury klimat. Wszystko w filmie wydawało się takie groteskowe, odrealnione i mroczne. Niektóre horrory klasy B miały podobny klimat i za to je uwielbiałem. No i jeszcze soundtrack, który według mnie był rewelacyjny i jeszcze cały klimat pogłębiał. I tutaj powiem, że najlepszy soundtrack do horroru zawsze był wygrywany na syntezatorze. . . ech, te czasy nigdy nie wrócą.