Chciałbym, aby podczas mojego podsumowującego wywodu nikt z państwa nie śmiał mi przerywać (pod groźbą doniesienia do redakcji FilmWebu), powstrzymał swoje emocje i zaczekał ze swoimi opiniami aż skończę. Uważam, że są tylko dwa rozwiązania w obliczu problemu jakim jest ta recenzja, która dopiero jest karkołomnym zadaniem, wyzwaniem, prawdziwą, zagadką, niewiadomą, łamigłówką, od której nie ma ucieczki. Po pierwsze, będąc skromnym człowiekiem chciałbym zaznaczyć, że na podstawie wnikliwych obserwacji otoczenia i przedmiotów oraz z dialogów z wyjątkowo przebiegłymi podejrzanymi tzn. aktorami grających wyjątkowo przebiegłych podejrzanych dochodzę do wniosku, że jest to bardzo, ale to bardzo zagmatwana, pełna ukrytych aluzji sprawa, tzn. film, który wydaje się być ekscytującą, bo bezkresną wędrówką w labiryncie minotaura, gdzie każdy zakamarek zwiastuje wyjście z tej wyjątkowo zagmatwanej sytuacji, z która tak naprawde wydaje się być tak zagmatwana, że nie wiem gdzie kończy się jej zagmatwanie. Ja, wnikliwy obserwator i tropiciel, miałem o tyle trudniejsze zadanie, ponieważ nie miałem żadnej nici, ha Ariadny!! Rozumiecie? he he he, po której dotarłbym do kłębka. Dla mnie nicią jest mój niepozorny, ogłupiający, bałamutny, otumaniający i poroniony w mniemaniu innych, umysł (i wąsiki również), przed którym nie ukryje się żaden najmniejszy ślad, trop. Rozumiecie? TROP=TRUP he he he. Drugim rozwiązaniem ku jakiemu może zmierzać moja recenzja, komentarz, krytyka, zaopiniowanie jest przybranie, przyodzianie się, wniknięcie w całkowicie odmienną interpretacje powyższej dedukcji faktów i zdarzeń, kolei losu, epizodów, zajść, incydentów, wypadków. Otóż film w całym swoim przepychu i blasku gwiazdorskim jest...hmm..jakby to najdelikatniej powiedzieć...hmm....nużący, męczący, niezajmujący, nijaki, letni, mdławy, usypiający, bezbarwny, kanikułowy. Uff. Przepraszam państwa za tą rozwlekłość. Po wnikliwej analizie nie mogę temu obrazowi, ilozjonowu i cineramie odmówić jedynie dowcipu, a zwłaszcza w rozstrzygającej, finałowej odsłonie (do dziś zastanawiam się czy to nie żart) i brawurowej postaci słynnego detektywa Herculesa Poirot, którego pidżamka ze skóry węża, 'prostownik' na wąsy oraz (niezapomniane) połyskujące w brylantynie włosy pozostaną w mojej pamięci, niczym w najgorszym koszmarze. Ale skończmy ze wstępem tzn. chciałem proszę pańśtwa powiedzieć, podsumowaniem, wyznaczającym sobie za cel zawarcie maksymy, złotej myśli, motta i dewizy dla tych wszytkich, których fascynuje świat detektywów, dymiących fajek i filcowych kapeluszy, pięknych femme fatale z krwistoczerwonymi ustami i wetkniętymi w weń papierosami: "Być dedektywem (a co dopiero luksusowym) to bardzo trudne, żmudne i czasochłonne zajęcie. Jeżeli nie jesteś cierpliwym i zimnokrwistym draniem żłopiącym na śniadanie whisky, w południe popołudniowe herbatki, a na wieczór krwawą merry i żerującym na swych gruboportfelowych klientach niczym pijawki to lepiej zmień branżę, bo to nie dla ciebie, stary. I pamiętaj zawsze stój (najlepiej w cieniu latarni) po stronie własnego egoistycznego Ego - tym sposobem osiągniesz wszystko co jest Ci potrzebne do życia w tym skomercjalizowanym, konsumenckim świecie, który codziennie zatruwa nas miliardem spalin, niszczy lasy i..."