(w końcu prawda jest względna)
Hmm...film jest dość specyficzny. Ujrzałam go raz trzeci i dopiero teraz oceniłam. Albowiem- niby wszystko jak najwspanialsze, Lumet za kamerą, a przed nią najwyższa klasa aktorów, która też taki poziom gry prezentuje. Klimat ma wiele ze znacznie późniejszego filmu, jakim jest GP Altmana. Więc wszystko jakby perfekcyjne...dlatego przy pierwszym oglądnięciu trudno było mi zaakceptować Finney’a w roli Poirota. To Poirot zadufany w sobie- a więc w duchu oryginału. Ale to też Poirot rozhisteryzowany, krzyczący, nażelowany i ogólnie... brak mu stylu! Zwłaszcza nie rozumiem celu niezwykle ekspresyjnej gestykulacji i tych ciągłych krzyków (zaznaczenie jak bardzo podnieca go jego własne zbliżanie się do prawy?). Pomijając to- zakończenie jest genialne! Nie do końca poprawne moralnie. Zbrodnia nie zostaje ukarana. Poirot szczęśliwy iż wszystkich przechytrzył - i to się liczy. Albowiem trudno misternego morderstwa wręcz nie pochwalić. Determinacja tych ludzi i dopracowanie szczegółów budzi podziw także w Poirocie i chyba dlatego wybiera tę drugą „prawdę”, a nie dla tego że „wymierzyli sprawiedliwość”.