Film na prawdę dobry, pięknie ukazana choroba. Julianne może powalczyć o Oscara za tę rolę, wcale bym się nie zdziwiła gdyby go dostała. Kristen Stewart nawet za bardzo nie razi, co często jej się zdarza. Zakończenie mnie trochę rozczarowało, zaskoczył mnie po prostu koniec filmu, ale jak najbardziej polecam.
Ja również myślę że Oscar dla Moore za tę rolę.Film rewelacyjny i przejmujący,no ja miałem atak melancholii i łzy w oczach po zakończeniu.Polecam na pewno go.
Sam film mógł być troszkę ciekawszy,ale nie mówię,że jest zły. Julianne może spokojnie liczyć na Oscara, ale na gębę Kristen nie mogłam patrzeć. Nikt mnie do niej nie przekona...jest drewnem z tą samą miną.
Faktycznie, film nie jest specjalnie ciekawy - zbyt sprawozdawczy - obserwujemy kolejne stadia choroby, a brakuje intymności - miejsca na uczucia. Nie da się nie zauważyć, że to film jednego aktora - Moore to jedyny plus produkcji, drugi plan żenująco słaby - zupełnie bez wyrazu - szczególnie Bosworth... Nie wiem czy to nie gorsze drewno od Stewart.
w wypadku Alice chorobę zdiagnozowano we wczesnym stadium, lecz postępowała bardzo szybko. w większości "klasycznych" przypadków, przynajmniej w Polsce, diagnoza przychodzi bardzo późno, o ile w ogóle, a choroba postępuje straszliwie szybko. dodatkowo sposób jej leczenia w naszym kraju zwykle powoduje obciążenie fizyczne, w związku z czym chory niemal z dnia na dzieć przestaje być samodzielny w codziennych czynnościach, od wstania z łóżka poczynając. to z pewnością przerażające, lecz w takich wypadkach intymność staje się frazesem, a i z uczuciami bardzo różnie bywa.
Chcesz powiedzieć, że w "klasycznych" przypadkach taki dramat "spływa" po najbliższych, nie przynosi żadnych znaczących zmian w życiu, nie rodzi pytań, nie jest powodem do zadumy i przemyśleń? Takich emocji temu filmowi brakuje - nie ma ludzkiego punktu widzenia, jest usilne przemycanie statystyk, danych o przebiegu choroby etc. Owszem historia sama w sobie przejmująca, ale zdecydowanie bardziej porusza sama świadomość tego, że jest z życia wzięta, niż to co widzimy na ekranie. Film to sztuka - wytwór intelektu, a to dzieło wypada bardzo przeciętnie.
nie, nie to miałam na myśli. emocje, uczucia targające człowiekiem i milion pytań oraz wątpliwości na które w większości wypadków nie ma odpowiedzi - oczywiście że są. chodzi mi o to, że ta choroba jest tak trudna, że - jak to było zresztą pokazane w filmie - czasem zdobycie się na powstrzymanie od pewnych uczuć (zniecierpliwienie, niechęć, niezrozumienie, zmęczenie, poddanie), a czasem zdobycie na inne (współczucie, zrozumienie, empatia) bywa naprawdę nie lada wyczynem.
a co do filmu, że takich elementów w nim zabrakło - być może, ale dzięki temu nie stał się cukierkowy, a postępująca okrutnie choroba została "sportretowana" trochę chyba tak jak widzi, jak może ją widzieć chory - który w zaawansowanym stadium choroby nie tylko nie wie kim jest, gdzie jest i kto go trzyma za rękę, ale też częstokroć nie jest już w stanie rozpoznawać uczuć, tego czy ktoś jest dla niego "dobry", "miły". w zaawansowanym etapie choroby pojawia się niestety często apatia, zobojętnienie, bierność.
choć dla mnie był w filmie moment, w którym były elementy zadumy czy przemyśleń - sam fakt, że najmłodsza córka wróciła do rodzinnego domu, i ten monolog o duszach który czytała matce
Przecudownie przedstawiona historia okropnej choroby. Julianne zachwyca grą aktorską, wyczuciem. Soundtrack idealny! Retrospekcje z przeszłości ukazują jak ważne były dla Alice wspomnienia. Jedyne czego mi zabrakło to... zakończenie. Moim zdaniem odrobinę urwane, co w żadnym stopniu nie umniejsza filmowi. Nawet Kristen się spisała!
A mogę wiedzieć w czym się spisała? Bo pomijając tą samą mimikę twarzy to Kristen przez cały czas wypowiadała swoje kwestie jak w innych filmach...tym mruczącym tonem co jest jeszcze bardziej irytujące. aaaa i zapomniałabym o ściąganiu ust co jest bardzo charakterystyczne jak dla tej...aktorki.
A tak poza tym...zdziwiłabym się jakby Kristen nie miała na głowie bałaganu, który lubi poprawiać ręką jak w każdym filmie.
Julianne tak, film taki sobie, ale Kristen NIE.
Aż tak nie analizuję jej zachowań. Każdy aktor ma swoje specyficzne zachowania, a chyba nikt nie przebije Ellen Page. Może użyłem złego określenia... Pisząc "spisała się" chodziło mi raczej o to, że nie irytowała mnie tak mocno jak w innych produkcjach.
Na to liczyłem! Rosamund też była genialna, ale w większości myślę, że dzięki genialnemu klimatowi. Julianne wzięła na swoje barki o wiele cięższy materiał!
to urwane zakończenie, takie niedokończone, jest dla mnie w sumie idealnym zakończeniem tej historii. w tej przerażającej chorobie nie ma końca, i metaforycznie, bo nie da się jej wyleczyć ani zastopować, i dosłownie, bo chora osoba w pewnym momencie jest już w takim stanie że świat realny, wpspomnienia, sny, myśli, fikcja i nie wiadomo co jeszcze miesza mu się w niezrozumiałą, niekończącą się mozaikę...