Nie będzie żadnego sarkazmu w tym temacie, film nie tyle mocny co po pracy odkrywczy. Każdy wiedział, że Julian Moore to bardzo wszechstronna aktorka, jednak ja znam ją bardziej z filmów przygodowych, science fiction, ewentualnie z czegoś pomieszanego z dramatem.
Samego gatunku dramat po prostu nie ruszam. Dość tych ckliwych historyjek o miłości, rozstaniach itd. Przymierzając się do tego filmu wiedziałem tylko, że temat będzie ciekawy; nigdy jednak wcześniej nie sądziłem, że diagnoza Alzheimera może być gorsza od raka, a chory przeżywa tę chorobę w równym stopniu, co najbliżsi.
Te nowe spojrzenie dało mi sporo do myślenia. Kirsten Stewart jednak potrafi grać. Dość dobrze przypomniała mi się jej rola w filmie Into the wild, gdzie też zagrała nie najgorzej. Tutaj jako jeszcze nastolatka, która stara się odkryć siebie, powierza chorej matce coś więcej niż zwykłą miłość.
Wątki małżeństwa, przyjaźni, więzi rodzinnej są tak tu prawdziwe i mocne, że musiałem niekiedy robić pauzy, bo nie szło oglądać dalej i otrząsnąć się w tym dramacie (z przerwą też na otarcie łez), a były co najmniej 4 takie sceny. Moment, którym Alice dowiaduje się o chorobie i przekazuje tę wiadomość swoim dzieciom, Przemowa, szukanie WC w domku nad morzem i ostatnia scena. I co do tego.. Już wyobraziłem sobie wszystko, że skończy się happy endem, w domku nad morzem do późnej starości a choroba już się nie pogłębi.. Albo przykuta do łóżka (ostatnie stadium choroby uniemożliwia samodzielnie poruszanie się) nie rozpoznaje własnych dzieci i wnuków.. Ale te, które pokazano było i tak najlepsze. Zaraz po nim jednak musiałem przeżyć szok, że to już koniec, po którym niewiele wiadomo.
Cały ten ból jednak przelał się z ekranu z taką siłą, że myślałem, że musiałem zobaczyć swoją mamę i ją przytulić. Docenić to, że jest ze mną i mnie pamięta i że jest zdrowa. Nie wiem czy to zasługa książki, na podstawie której powstał scenariusz, obsady, czy samej tylko historii.. Dramat społeczny ma w sobie najsilniejszy przekaz. Może opowiadać o losach czy wydarzeniach nam odległych i obcych, ale trafić zarazem prosto w serce i zostać tam na długi czas.
Nie byłem w stanie wejść na te forum i wyrazić swoją opinię od razu. Wolałem na chłodno coś napisać ale i tak do końca mi się to nie udało.
Na pewno będę trzymał kciuki na tę nominację dla głównej aktorki, bo na Oscara na pewno zasłużyła.
Polecam obejrzeć ten film każdemu, kto nawet nie czuje się za dobrze w tym gatunku. Ja wrócę do niego na pewno.
Ta znośna rola Stewart może wynikać z tego, że jej postać była podobna do niej - trochę zbuntowana dziewczyna, nijaka aktorka.