Wiem, że jeśli to napiszę spotkam się z morzem hejtów, krytyki i "ale jak", ale chyba wolę Jokera-Leto. Z Jokera-Ledgera się śmiałem, Joker-Leto budził we mnie faktycznie strach i był bardziej przerażający.
No to ja miałam dokładnie na odwrót. Ledger nie starał się być na siłę "badass" ani straszny - po prostu taki był, w przeciwieństwie do Jareda, który był niesamowicie przejaskrawiony. Budził co najwyżej śmieszność, z tym swoim tutuażem "DAMAGED" na czole i miną groźnego gangstera z filmów dla dzieci. I żeby nie było, nie widzę tutaj jakiejś wielkiej winy Leto (który dobrym aktorem jest), tylko słabego scenariusza.