Film od strony wizualnej perfekcyjny, aktorzy pokazali dobre rzemiosło. Niestety scenariusz
naciągany jak guma do gaci. Maniakalny psychopata Joker potrafi więcej od samego Pana
Boga, cud zamiany wody w wino w Kanie Galilejskiej to dziecinada, infantylna sztuczka. Joker,
nie tylko jest cynicznym filozofem, ale kimś w rodzaju Harry,ego Houdini, potrafiącym pod
czujnym okiem policji wypełnić ładownie promów beczkami z ropą i materiałami wybuchowymi
tudzież innymi sztuczkami, którymi nie powstydziłby się słynny iluzjonista. Walka dobra ze złem
to nie bułka z masłem jak w filmach Seagalem. Zło jest wręcz niezniszczalne, kiedy widz
wreszcie rozluźnia napięte mięśnie i chce świętować zwycięstwo sprawiedliwości, okazuje się,
że Joker ma, nomem omen, asa w rękawie i bynajmniej to jeszcze nie koniec zabawy. Drodzy
twórcy, jak długo można kręcić tym motywem? Może amerykański widz jest odporny na tego
głupstwa niedociągnięcia, czy raczej przegięcia. Płytę wyłączyłem w trakcie dialogu Batman z
Jokerem wiszącym na linie, po jego wielkim zawodzie dotyczącym wybuchom na promie.
Litości...
Policja w Gotham City była bardzo skorumpowana. Joker mógł robić co chciał, musiał im tylko zapłacić. ( zastraszyć jeśli to nie podziałało ) Właściwie, jedynym gliną jakiemu w Gotham można zaufać jest Gordon.