Źle, że zrobili o tym fabularny film.
O facecie, który ma podobne właściwości Discovery nakręciło program.... i to było po prostu
CIEKAWE. Film jak flaki z olejem. A sam zażywam zimowych kąpieli i stwierdzam, że amatorskie
filmiki ludzi z przerębli są bardziej ekscytujące niż taki ewenement.
Trudno się nie zgodzić. Film jest słaby. Niemniej historia jest bardzo ciekawa, tyle że źle opowiedziana.
Słaby? Film jest przeciętny, bo i sam Kormákur jest dość przeciętnym reżyserem. Jeśli ktoś liczył na film katastroficzny rodem z Hollywood, to faktycznie może się rozczarować. Komuś, kto ma choć odrobinę pojęcia o kinie islandzkim, powinien przypaść do gustu. Gulli to nie Billy Tyne (Clooney), ale zwykły, prosty rybak, któremu wbrew logice udaje się przeżyć katastrofę. Historia sama w sobie jest niesamowita, a walka natura vs człowiek pokazana została przekonująco (szczególnie w scenie, gdy główny bohater dociera do brzegu, ale stromy klif zmusza go do ponownego powrotu do oceanu). Nie wiem na czym według Ciebie polega błąd w opowiedzeniu całej historii. Narracja jest dość klasyczna i sprawnie prowadzona. Żadne arcydzieło, ale mimo wszystko godny uwagi film.
Dziękuję, za interesujący wpis. Każdy ma prawo do swojej oceny. Po prostu nie spodobał mi się i już. A historia jest naprawdę niesamowita
i z tym zgadzam się w 100%. Nie chodzi o film rodem z Hollywood. Tylko o dobrze zrealizowany obraz. Brakło mi tam po prostu trochę dynamiki. I tyle. Być może nie znam się na kinie, a na pewno na islandzkim - to chyba pierwszy film z tego kraju jaki obejrzałem.
Tak go po prostu oceniam.
Czym innym jest subiektywna ocena - podoba mi się lub nie podoba, a czym innym krytyka reżyserskiego warsztatu, nie poparta żadnymi argumentami. Próżno szukać w kinie nordyckim dynamiki. W przypadku reżyserów pochodzących z północy mamy zazwyczaj wyciszone i kameralne historie. Obraz jest przyzwoicie zrealizowany, a biorąc pod uwagę, że twórcy nie posiłkowali się żadnymi komputerowymi efektami specjalnymi należy się im się duży szacunek.
Rada jest tylko jedna - oglądać więcej filmów z różnych szerokości geograficznych. To jedyny sposób na zyskanie właściwego "obycia".