Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Zachęcony entuzjazmem tzw znawców obejrzałem i szczerze mówiąc, to się po prostu wynudziłem. Nawet gwiazdorska obsada nie uratowała tej produkcji bo wyszło to wszystko jakoś tak sztampowo i bez ikry
Nic podobnego. Właśnie ikry tu było najwięcej, czyli... tego, co włożył reżyser, kamerzysta, aktorzy, scenografowie, oswietleniowcy,ale i scenarzysta, ten ostatni ujawniał nieznaną detektywowi prawdę, choć do konca filmu było daleko, to sukces tego kryminału, jesli chodzi o strukturę narracji; było igranie ujęciami kamery, nawet cieniem i swiatłem, gdy np.z mroku wyłaniał się nos byłego Bonda i jego oko (pierwsze 15 minut filmu), jazda kamery do tyłu, byśmy nagle spostrzegli scenę z dystansu, ironicznie, perfekcyjna gra aktorów wyrwanych z zalewy betonu seriali (np. Don Johnson, który tu uruchomił szeroką gamę emocji czy były Bond - na litośc Boską, dlaczego tak zaszpachlowano mu grę w Bondzie, że wygladał tam jako awatar roli z tu omawianego filmu, jak zaledwie szkic aktora z późniejszego filmu "Na noże"? (przy Bondach, gdzie grał cwiartką możliwości i tak wiedziałem, że jest swietnym aktorem, bo pamiętałem go z bryt. teatru tv).