Witajcie, jest to pierwszy mój temat więc nie zlinczujcie mnie proszę :)
W sobote widziałem film, jest świetny, gra aktorska genialna Emily Blunt śliczna, Tom jak na 51
letniego pana śliczny :p efekty genialne, nawet w tak poważnym filmie (zagłada ludzkości itp. nie
zabrakło kilku scen w których banan pojawił mi się na twarzy i także łza zakręciła mi się w oku, a
nie jestem typem romantyka) całość genialna tylko 3 rzeczy nie dają mi spokoju.
1. Jak wam się wydaję czy Cage pod sam koniec filmu stał się Omegą? I czy to daje pole dla
producentów, reżysera na stworzenie drugiej części filmu?
2. Czemu twórcy nie rozwinęli nazwijmy to motywu z drugim imieniem Rity (Rose). Jak by nie
mogli chociaż dać zdania (przeczytałem je na którymś z tematów, pozdrawiam autora :)) "Witaj
Rose" pod sam koniec filmu.
3. Nawet jeśli Rita/Cage wykrwawili by się to przecież stracili by moc "resetu" dnia, podobnie jak
z transfuzją krwi. (chyba domyślicie się o co mi chodzi)
Jeśli coś pomieszałem to spróbuje to potem sprostować. Czekam na dyskusję.