to koniecznie obejrzyj ten film. Brednie na księżycu. Szkoda na to czasu.
zamiast komentarza przypominam czyjś wpis sprzed kilku lat:
http://www.filmweb.pl/film/Na+srebrnym+globie-1987-1138/discussion/do+wypowiedzi ,161972
drogi Iwanie
gdy spoglądam na twój profil widzę że jednak coś cię ciągnie do twórczości Żuławskiego :D
"Opętanie" 7/10? a czy monologi wypowiadane przez bohaterów tegoż filmu są dla ciebie w pełni zrozumiałe?
W wolnej chwili proponuję zaliczyć coś z klasyki kina o zacięciu intelektualnym np. "Powiększenie" M. Antonioniego. Chętnie spotkał bym się z tobą w wątku analizującym jego... khm! ..."przesłanie".
Opętanie ma jakąś nutkę magii, coś interesującego.
Antonioni czeka na swoją kolej. Jak obejrzę to napiszę :)
Pewnie nie będę odkrywczy jeśli stwierdzę, że w niektórych filmach Żuławski (nie wiem na ile celowo) kojarzy się z Jodorowskim. I to jest OK. Na srebrnym globie wcale nie jest OK. To nadęte dyrdymały głoszone patetycznym tonem. Przemówienia Gomułki przy tym stają się błyskotliwe i interesujące. Na szczęście nie czytałem wszystkich tomów Żuławskiego oraz, jak rozumiem, jego ojca, dzięki czemu jestem zdrowszy i moja psyche też mówi mi dziękuję. Pozdrawiam!
"Filmy Żuławskiego wymagają ponownej lektury. Z tego między innymi powodu, że pierwszy raz zwykle jest zbyt oszałamiający, by mógł być dobrą pożywką dla pracy intelektu. Ten pierwszy raz jest zbyt zmysłowy, zbyt emocjonalnie angażujący – jeżeli tylko zaakceptuje się sposób, w jaki rozmawia z nami reżyser – niemal deliryczny. "
http://www.mojeopinie.pl/raport_z_zycia_mniejszosci_opetanie_andrzeja_zulawskieg o,3,1226689918
re-lektura, kochani, re-lektura!
może za którymś razem pojawi się refleksja że te "dyrdymały" przecież muszą czemuś służyć, może coś obrazują...?
Może...; przy morzu grafomanii (jak i niezłej czy dobrej literatury, filmów, itd.), zalewającej świat, zwłaszcza przez I-net, może nie warto czytać i oglądać i Jerzego i Andrzeja, bo tracimy wtedy bardziej wartościowe rzeczy.
Doczytałem "Trylogię księżycową" do połowy drugiego tomu a już przy "Trzeciej części nocy" miałem duże wątpliwości, czy warto inne filmy A. Ż. oglądać.
Bełkot to może nie jest, ale pobrzeża sztuki i owszem. Zostawmy te doznania neurotycznym, niespełnionym, snobistycznym intelektualistom.
Ktoś tu napisał, że może lepiej wgłębić się w trudne filmy Antonioniego, Goddarda czy Bunuela - tam jednak czegoś prawdziwego o życiu i ludziach się nauczymy.
Powiem tak: film jest mistyczny do granic i żeby odebrać go na tym poziomie trzeba mieć po prostu wrażliwość tego typu. Nie każdy ma i nie jest to ani dobre, ani złe. Po prostu nie ten 'target'. Dla jednego będzie to bełkot, dla kogoś innego rzadka możliwość docierania do treści intuicyjnych i wielkich - pojawiających się w kulturze przy okazji tak głębokich traktatów jak taoistyczny "Sekret Złotego Kwiatu". Gra aktorów jest rzeczywiście bardzo teatralna i można ją także odbierać jako manierę. Gdy jednak dojrzy się w niej świadomy zamysł reżyserski i przejdzie nad nią do porządku wyłania się według mnie film Wielki, choć nie skończony. Nie jest to konwencjonalna fabuła i nie jest skrojona zgodnie z hollywoodzkim przepisem bazującym na "Historii bohatera o tysiącu twarzy". Oblicza ukazywanych bohaterów jest jednak znacznie bliższe podskórnym treściom wszystkich mitów i wg. mnie stawia ten obraz w jednym szeregu, (jeśli chodzi o bezkompromisowość w podążaniu za natchnieniem) z "Wielką Improwizacją" Adama Mickiewicza czy "Ostatnim Kuszeniem Chrystusa" Martin'a Scorsese. Wg. mnie, mimo pewnych wad i niedopracowań, to wielki film!