Dla mnie to było jedno z najgorszych doświadczeń kinowych - ciasna salka mojego skądinąd ulubionego kina wypełniona po brzegi (wszyscy chcieli zobaczyć "półkownika"), zaduch, ja w samym środku sali, więc nie moglam wyjść - a był to jedyny raz w życiu, kiedy naprawdę miałam na to ochotę. Bardzo lubię trylogię księżycową J. Żuławskiego, czytałam kilka razy, i nijak nie byłam w stanie doszukać się w tym histerycznym filmie choćby cienia tej przyjemności, jaką dała mi lektura.