Też myślę, że od czasu tego filmu dawali jasno znać, że coś jest nie tak w ich związku. Coś się psuje. Być może ten film i praca razem miała być swego rodzaju terapią, która by przywróciła coś co dało im przy wspólnym graniu "Pan i Pani Smith".
Ja już kiedyś pisałam, zanim wybuchła ta cała afera, że ten film może mieć wątki autobiograficzne. Jolie chciała mieć dzieci za wszelką cenę, Brad też marzył o dużej rodzinie, ona źle wyglądała od wielu już lat, mogła wielokrotnie poronić, tym bardziej, że już przy ciąży z bliźniętami były podobno jakieś komplikacje. A ta scena, gdzie ona nie czuje się już kobietą, w końcu usunęła piersi i jajniki, do końca życia musi przyjmować hormony. Od zawsze pisano o jej temperamencie, romansach itd., mogło jej się obrócić usposobienie o 180 stopni. Kto ich tam wie, czy nie zaczęły się zdrady z różnych przyczyn. Przykre. Oni dla mnie byli od lat wielką inspiracją, swoimi rolami aktorskimi, działalnością charytatywną. A dzisiaj sobie myślę, że padliśmy wszyscy ofiarami grupowej iluzji, oni zagrali oscarowe role, udając przez lata swoją wielką miłość.
Tak czy siak po tym filmie szkoda mi ich,teraz bardziej rozumiem przez co mogli przechodzić.nawet bedąc obrzydliwie bogatym i sławnym mozna mieć te same przyziemne problemy...
Moim zdaniem ten film zrobili jako pożegnanie. Dla widzów - pożegnanie ze swoim związkiem.
Ile tam biografii to wiedzą tylko oni.
A co do tego - jak pisze tolerancja91 - czy od zawsze udawali, no to znowu, nie można tego wiedzieć ... Kto wie jak żyją gwiazdy w Hollywood i jakie zapisy noszą ich kontrakty...
Ja np osobiście nie wierzę w prawdziwość obecnego związku Clooneya bo wydaje mi się że jest gejem. Ale to tylko takie gdybanie jak wszystkie powyższe....
Raczej nie skoro zdjęcia powstały podczas ich miesiąca miodowego. Chyba za wcześnie jeszcze było na kryzys.