Francuzi w ostatnim czasie robią wszystko by bardziej niż "Piła"James'a Wan'a "obrzydzić" nam życie swym strasznymi efektami aka"kiszka". W dzisiejszych czasach albo amerykanie remejkują wszystko co w europie i Azji zrobi jakikolwiek sukces lub europejczycy wzorują się na przetartych wzorcach za wielkiej wody. "Inside"(jak go nazwali bracia nasi Indianie) poszedł ta drugą może trochę mniej haniebną drogą, choć schodzi czasem na pobocze.
Debiut Alexandre Bustrillo opowiada historię kobiety będącej w ciąży, która podczas wypadku samochodowego traci męża. Pogrążona w smutku skupia się już jedynie na urodzeniu dziecka, lecz w święta gdy zostaje sama w domu jej samotnia zostaje nawiedzona przez natrętną kobietę. Z czasem intruz,przegoniony na początku policją, wraca by "wykraść"(!!!!!!!!!!!!!)nienarodzone jeszcze dziecko.
Jak na pierwszy film Alexandre Bustrillo efekt może nie jest zachwycający, ale miejscami robi wrażenie, a całość jest znośna. Ogólnie można znaleźć podobieństwa do "Bladego strachu", czy równoległej produkcji"Frontier(s)". Jak wcześniej wspomniałem film bardzo odchylił się w kierunku stanów, gdzie wszelki rozlew krwi czasem zbyt przykrywa ogólny jej sens, a przy tym nie można nawet się z niczego uśmiać, lecz na szczęście Francuzi ładnie połączyli smaczki gore z atmosferą napięcia, gdzie napastnik nie wyskakuję naglę z ściany i towarzyszący temu huk bardziej nas wystrasza niż to co widzimy na ekranie. Tu aktorka grająca kobietę, która wszelka cenę chce zdobyć nienarodzone dziecko,sprawnie jak cień skrada się po zakamarkach domu, czy za plecami jej niedoszłych ofiar, których nie brakuje bo reżyser cały czas dostarcza domieszkania nowe mięso. Główna bohaterka Sarah (Alysson Paradis) niestety już wypadła znacznie gorzej. Nie umiała sobie poradzić sobie z dość wymagającą rolą, bo jak zagrać kobietę w ciąży, która musi uciekać przed psychopatką z nożyczkami, która chce jej rozciąć brzuch. Czasem wygląda to tak, że bardziej jej się chce śmiać z tego wszystkiego niż płakać. Lecz to co zrobił scenarzysta prawie pod sam koniec filmu, gdzie główna bohaterka zaczyna wątpić w swe siły,chyba przebija wszystko co na tej ziemi głupi człowiek stworzył. Takiego idiotyzmu sam Jim Carey by nie zagrał. Sama końcówka zaś jest może dość naciągana, ale może u niektórych widzów wzbudzić zaskoczenie.
Ogólnie rzecz biorąc film Alexandre Bustrillo nie charakteryzuje się niczym specjalnym na arenie światowej, czy nawet krajowej, lecz pragnę zauważyć, że efektowny mix amerykańskiej piły i lekko europejskiego klimatu wyszedł w całkiem zgrabne ciacho wymiotne. W sam raz do herbatki na mroźne wieczory.
lal koles ciesze sie ze napisales recenzje. szkoda tylko ze jest bez sensu.
wedlug ciebie film niczym sie nie wyróznia. wedlug cebie jest zzynka. no to podaj mi tutuł filmu o podobnej fabule. pewnie znasz ich kilka, taki znawca jak ty...
aha-do twojej wiadomosci: film zebrał swietne recenzje od ludzi siedzacych w branzy, na rotten tomaotoes ma 90 co jest jak na nowy horror nota wrecz sensacyjna. wysoko go sobie ceni polski pisarz tworzacy horrory lukasz orbitowski o czym napisal na swoim blogu. natomiast ciebie film nie zachwycil. pytanie tylko kto ma racje
jej mój boże ja bronie tego filmu a wyraziłem tylko swoją opinie. Ciastko wymiotne to ode mnie komplement. Naprawdę oglądam dużo filmów i ten rzeczywiście niczym nie zachwycił, ale nie mówię, że jest zły albo, że jest zżynką. Mówię, że powstał wedle amerykańskich standardów, z nuta europejskiej weny zakończenia. Koniec był podobny do takich jakie serwują a Hiszpanie, choć nie poruszył mnie tak bardzo jak "Ciemność". Kojarzył mi się też z "Bladym strachem", Francuskiej też produkcji. Efekty gore są ciekawe czasem, może trochę przesadzone, ale i tak robią wrażenie, ale sama powinnaś przyznać było w tym filmie kilka scen tragicznych, ale przeplecionymi wieloma godnymi uwagi. Tak samo scenariusz czasem zaskoczy nas takim smaczkiem, że napastniczka będzie podawać się za inne osoby. Porządnie zrobiony debiut, ale no żeby od razu się zachwycać. Szanuje, że Polski pisarz horrorów sobie ceni ten film, ale moim zdaniem całkiem inny twórca grozy już mógłby to krytycznie ocenić i zapewne gorzej ode mnie to już sprawa gustu. Ja starałem się wypowiedzieć obiektywnie, a nie zgnoić ten film, który dla mnie jest przyjemny i nic po za tym, ale no może zapomniałem wspomnieć wychwalając w mojej recenzji napastnika, że w pewnym sensie jest dość oryginalny. Nie jest to typowy seryjny morderca czy zombi, co wnosi trochę świeżości. Lecz nadal jest to tylko(aż) dobre gore.