niż ostatnie sci-fi z głównego nurtu. Wojna światów - dramat, większości nie chce mi się nawet pamiętać. A ten dość
przyjemny.
Jak słusznie zauważyłeś "Wojna Światów" to dramat science-fiction. Dla mnie był pełen napięcia. Czuło się, że główny bohater to zwykły człowiek mający swoje lęki, a nie jakiś super heros. Troszkę śmieszyła mnie gra Cruis'a.
Tutaj mamy niestety kolejną typową papkę science-fiction, troszkę nawiązującą z początku do popularnego ostatnio kina postapokaliptycznego. Niestety fabuła miałka i do przewidzenia. Parę absurdów, np. gdy szukali tej całej Natalie i wybuchła strzelanina, to nic nie słyszała. Za to gdy zaczęli krzyczeć, to ich usłyszała :)
Identyczny shit jak ''Skyline'' czy ''Inwazja: Bitwa o L.A.''.
''Wojnie światów'' do pięt nie dorasta żaden z wymienionych filmów z ''Najczarniejszą godziną'' (swoją drogą cóż za idiotyczny tytuł), na czele. Ale każdy ma swoje zdanie.
Ta rosyjska ekipa z Matievem na czele to był najjaśniejszy punkt tego film bez nich bym tego do końca nie obejrzał.
Ci pierwsi bohaterowie to jakaś pomyłka ten pajac co z karabinem na ulicę sam wybiegł albo blondi no zwyczajnie żenada oglądać ich pomysły film mocno średni. Na czepialskiego to denny z nie wykorzystanym potencjałem.
Ta rosyjska ekipa z Matievem na czele to był najjaśniejszy punkt tego film bez nich bym tego do końca nie obejrzał.
Ci pierwsi bohaterowie to jakaś pomyłka ten pajac co z karabinem na ulicę sam wybiegł albo blondi no zwyczajnie żenada oglądać ich pomysły film mocno średni. Na czepialskiego to denny z nie wykorzystanym potencjałem.