Nie wiem na ile to celowe, ale losy żydowskiego małżeństwa są doskonałą ilustracją żydowskiego prawa kidusz hachaim, zgodnie z którym żyd ma zawsze obowiązek w pierwszej kolejności ratować siebie (nawet kosztem innych żydów, o gojach nie mówiąc).
W filmie pokazane jest to jako dylemat moralny (rozłam między kulturą żydowską a łacińską).
Ruth pyta się swojego przyszłego męża czy ma prawo być szczęśliwa po tym jak uciekła z rąk śmierci w Europie zostawiając tam swoich pobratymców. Ira odpowiada jej pytaniem czy ma prawo być nieszczęśliwa.
Ruth spełniła zalecenia prawa, uratowała się, zasługuje zatem na szczęście.
Zupełnie inaczej postąpił Ira. Będąc na froncie nie ratował siebie a pomógł jakiemuś żołnierzowi, może nawet gojowi. Postępowaniem tym złamał prawo, za co został niejako ukarany. Odebrana mu została możliwość posiadania dzieci, a więc możliwość przedłużenia swojej linii rodowej. Tak jakby żyd, który nie ratuje siebie nie zasługiwał na przetrwanie w przyszłych pokoleniach.
Nie wiem czy jest to szerzej przedstawione w książce i skąd autor mógł o tym wiedzieć- zdaje się że nie jest żydem (a może ma żydowskie korzenie?). W każdym razie nawiązanie do tego (trochę nieetycznego z zachodniego punktu widzenia) prawa wydaje mi się oczywiste.
W filmie wydaje się też dziwne że Ruth i Ira nie dostali możliwości adopcji dziecka, mimo że taka forma rodzicielstwa była rozpowszechniona w USA już od dawna. Być może odmowa adopcji nie była spowodowana trudnościami prawnymi, tylko antysemityzmem na ogromną skalę, który w USA był bardzo rozpowszechniony i trwał aż do lat 60-tych XXw (o czym oficjalnie raczej się nie mówi).