Oceniam film „Narzeczona mówi nie” na 2/10. Ten film jest bardzo słaby, bezrefleksyjny, amatorski, pseudo-twórczość. W tym filmie wszystko jest słabe: postacie, ujęcia, gra, światło, montaż, a najgorszy jest scenariusz. To jest tak bezsensowna opowieść, pełna bzdur i niedorzeczności, że nie wiadomo, którą głupotę w niej najpierw podkreślić. Może ten absurdalny pomysł, że kobieta jedzie po nocy do małego miasteczka, w którym spędziła dzieciństwo, i dojeżdża tak, że paliwo kończy się jej dokładnie przed ratuszem… A może fakt, że główna bohaterka ma współlokatorkę, przyjaciółkę z dzieciństwa, która udaje, że ma szkołę jogi, ale tak naprawdę to nie ma ani legalnych zarobków, ani pieniędzy, więc ubiera się jak pracownica seksualna, spotyka się w niejasnych celach z kilkoma mężczyznami w tym samym czasie i dzięki tym spotkaniom ma pieniądze na życie… No ciekawe, jaki ma naprawdę zawód? Jednocześnie ta koleżanka ma w pogardzie plany małżeńskie głównej bohaterki, która poprzysięgała sobie niegdyś, że nigdy nie wyjdzie za mąż, teraz z litości dla swojego aktualnego narzeczonego wychodzi za niego za mąż. Może warto dodać, że główna bohaterka i jej koleżanka przebrana za pracownicę seksualną mieszkają w wypasionym mieszkaniu w ładnej kamienicy w Berlinie. Tak więc koleżanka ma pieniądze ze spotkań z wieloma przygodnymi mężczyznami, a nasza główna bohaterka ma pieniądze właśnie od swojego – z litości – przyszłego męża. Bo sytuacja jest taka, że ten przyszły mąż jest architektem tymczasowo pracującym na znacznie bardziej opłacalnym stanowisku kierownika budowy, a dodatkowo jego ojciec (przyszły teść) jest tak bajecznie bogaty, że żadne wydatki (caaaaałe wypasione wesele) nie stanowią dla niego problemu. A ta główna bohaterka Elli (Vetter) jest nauczycielką filozofii na stażu w państwowej szkole, więc raczej pieniędzy nie ma, a w filmie ma gdzieś około 35-40 lat. Oczywiście to zgrabna aktorka, ale czy swoją figurką uratuje film? Oczywiście, że nie, szczególnie, że gra aktorska całej głównej ekipy jest drewniana jak sosna w lesie. Dlaczego dałem filmowi 2 punkty? Za dwa epizody: Lo Zito w roli urzędniczki USC i Bobyleva w roli potężnie ciężarnej koleżanki. W tych małych rolach przynajmniej coś się działo, bo reszta to wyjątkowa bryndza. Ale co się dziwić aktorom, skoro cała historia, od rzygania na spadochronie, przez zachwyt nad ścianą w melinie do absurdalnego sikania w trawie przy ulicy na testy ciążowe, jest skrajnie głupia? A propos? Ile ona miała moczu i jak silne mięśnie Kegla ma ta Elli (Vetter) skoro zasikała kolejno ze 30 testów ciążowych? I w końcu się okazało, że ona jest w ciąży…. ale ta ciąża nagle w tym filmie zniknęła i do napisów końcowych się nie pojawiła, to dopiero kuriozum! Pozdrawiam Was, Wasz Profesor Jan Film.