No dobrze, ten film nie jest niczym cudownym ani nowym, ani ogólnie rzecz biorąc niczym wybitnym. Ale podobała mi się gra Emmanuelle Beart i Fanny Ardant. Myślę, że to napięcie między nimi, ten pojedynek na spojrzenia i ten pseudosojusz granych przez nich postaci był całkiem udany. Co nie zmienia faktu, że tkwił w tej historii pewien potencjał, którego niestety nie wykorzystano i nad tym ubolewam. Ale Beart i Ardant były świetne. To, że świetna była Emmanuelle to mnie tak za bardzo nie dziwi - ona jest jedną z najbardziej uniwersalnych aktorek jakie znało kino i, moim zdaniem, mogłaby równie dobrze zagrać rolę Ardant, gdyby była nieco starsza. Natomiast zaskakuje mnie Fanny, aktorka, którą kojarzę w elegancką bezczelnością, jak u Ozona w "8 kobietach". Myślę, że dla tych dwóch aktorek warto film obejrzeć. W końcu przyćmić Depardieu to nie byle co.
Ten film jest taki francuski, prawda?
Warto też zwrócić uwagę na to, jak niedosłowny, wręcz subtelny jest erotyzm w tym - w swej wymowie przeciez niemal wyuzdanym - filmie.
Film niewątpliwie ma coś w sobie, przede wszystkim tajemnicę, erotyzm oraz ciekawą formę przedstawienia zmysłowych spotkań Beart z Depardieu. Zazwyczaj w tego typu filmach słowne relacjonowanie scen erotycznych połączone jest z obrazowym przedstawieniem np. konkretnego aktu. Natomiast w tym filmie dużą rolę u widza spełnia wyobraźnia-Beart jedynie opowiadała co przeżywa z nią Depardieu podczas ich wspólnych spotkań, resztę film pozostawia właśnie naszej wyobraźni. Wadą filmu są jednak dłużyzny...Mimo wszystko miło jest poświęcić czas na ten obraz. Dziwię się komentarzom całkowicie negatywnym w stosunku do tego filmu..?
Całkowicie się zgadzam - nic szczególnie wspaniałego, ani wybitnego, nic nowego, częściowo niewykorzystany potencjał, ale wspaniała dwójka Emmanuelle Beart i Fanny Ardant. Obejrzałem drugi raz i z uwagi na nie obie (razem) podwyższam ocenę z 7 na 8.
P.S. Fanny jest świetną aktorką, w Polsce jakoś mniej znaną; choć często nie bywa pierwszoplanową postacią lub gra w niezbyt wysokiej jakości filmie, zwracam od dawna uwagę że potrafi przekonująco zagrać bardzo różne role (elegancka bezczelność ;) hmm, aż się przypomina w dwóch kapitalnych epizodach z "Elizabeth"). Podobnie Emmanuelle - którą też kiedyś posądzano o kiepskie aktorstwo i wykorzystywanie tylko swoich atutów fizycznych ;).
Pisanie o "przyćmieniu Depardieu" jest zupełnie nietrafione. Aktor zagrał na głębokim drugim planie, bardziej w charakterze atrakcyjnego tła, który jest przedmiotem emocji, uczuć, pragnień i fantazji obu kobiet. To jest film dwóch aktorek, ale nie w rezultacie, tylko już na etapie scenariusza, pomysłu filmowego.