Ten w gruncie rzeczy prosty i zabawny film skłonił mnie do kolejnych rozważań na temat tego czym jest miłość i jak powinien wyglądać udany związek. Zastanawiam się czy po kilkunastu latach partnerstwa możliwe jest jeszcze gorące porządanie czy może faktycznym, kolejnym etapem relacji jest zażyłość, przyjaźń, emocjonalne oraz praktyczne przywiązanie. Sam jestem w związku już 14 lat i w naszym przypadku rzeczywiście porządanie zostało wyparte przez życie, staliśmy się praktycznie jednym organizmem, zżytym ale już do końca odkrytym.
Gdzieś kiedyś słyszałem lub czytałem, że do udanego związku potrzebne są conajmniej dwa z trzech warunków - inteligencja emocjonalna, wspólne poczucie humoru, seksualna namiętność. Jeżeli temu wierzyć, to okazuje się, że kwestia łóżka nie jest tą najważniejszą o czym przy okazji zdaje się opowiadać ten film.
A co do romansu to wielokrotnie wyobrażałem sobie romans z tą czy inną osobą i zawsze dochodziłem do konkluzji, że nawet najbardziej gorący i namiętny romans musi w pewnym momencie przejść w fazę wypalenia, stać się, w najlepszym przypadku relacją przyjacielską i od nowa znajdziemy się w relacji w której stworzymy z kimś jeden, odkryty do końca organizm. Jeśli więc tak jest to tworzenie z kimś dobrze działającego teamu, który pewnie pomimo zdarzających się konfliktów a bywa, że i znudzenia, jednak pozwalającego czuć się bezpiecznie w życiu, realizować cele, i budować z kimś wizję życia spokojnego i przyjemnego jest lepszym rozwiązaniem niż gonienie za namiętnością i poszukiwaniem szczęścia za pomocą silnych wrażeń, silnych uczuć i emocji. W miłości chyba właśnie chodzi o budowanie szczęścia, czyż nie? Bohaterka tego filmu zdaje się, że była wystarczająco szczęśliwa ale chciała być jeszcze bardziej a okazało się to niemożliwe. Szczęście zdaje się być stanem długodystansowym i stabilizuje się w momencie gdy dookoła panuje cisza i spokój.