nie film. Nie wiem, czy takie było założenie Jana de Bonta, ale to dom wyrasta na głównego bohatera filmu. Bogato ornamentowane wnętrza nie tylko fascynują ponurym pięknem i porażają gigantyzmem wyposażenia, lecz żyją - ten dom jest jak organizm. Muszę przyznać, że to mój number 1 w szeregu filmowych nawiedzonych domów. Jednak estetyczne wrażenia nie idą w parze z emocjonalnymi - podziwiam wyśmienite efekty specjalne i wspierającą je bogatą warstwę dźwiękową, ale nic nie wciska mnie w fotel. Jeżeli coś tu wzbudza we mnie grozę, to jest to portret Crane'a - widać, że to potwór w ludzkiej skórze.