PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=131}

Nic doustnie

Nil by Mouth
7,2 1 069
ocen
7,2 10 1 1069
Nic doustnie
powrót do forum filmu Nic doustnie

O tym filmie dziś pamięta się z dwóch powodów. Po pierwsze - to reżyserski debiut Gary'ego Oldmana, po drugie - słowo "fuck" występuje tu w rekordowej ilości ze wszystkich fabularnych filmów w historii kina.

A jednak jeśli ktoś widział już w kinie patologię, w tym także angielską, nikt nie powinien być tym obrazem zaskoczony. Kręci się Gary wobec ogranych już motywów (to ja już wolę późniejszy, mniej wulgarny, a znacznie lepszy "To właśnie Anglia"), nie mając nic ciekawego do powiedzenia.
Ja zdaję sobie sprawę, że to kino w dużej mierze autobiograficznie, ale niestety debiut Gary'ego przypomina raczej efekt jego terapii w ramach rozliczania się z przeszłością, która nie daje mu spokoju. I prócz dobrych intencji, i mocnej dawki realizmu, nic więcej do zaoferowania nie ma...

Warto z kolei zwrócić uwagę na kreację Raya Winstona - mocna rzecz !!

Swoją drogą uśmiałem się nieco oglądając ten film, bo podczas swego dawnego pobytu w Londynie, przez 3 miesiące mieszkałem w tych okolicach. I wtedy nawet nie podejrzewałem, że przechadzam się po brudnym zadupiu, po którym kiedyś stąpał Gary Oldman :)

Moja ocena - 5/10

ocenił(a) film na 8
Grifter

Moja ocena tego filmu jest zdecydowanie wyższa. Uważam go znakomity pod względem ukazania patologii i bezradności bohaterów. Moim zdaniem nie tylko Ray Winstone był znakomity, również min.: aktorka grająca jego żonę. Masz rację film jest autobiograficzny.Realizm pozostanie mocną strona tego obrazu, aż gęsto tutaj od emocji, toksycznych relacji.

Napisałeś: "I prócz dobrych intencji, i mocnej dawki realizmu, nic więcej do zaoferowania nie ma..." Nie do końca się zgadzam, ponieważ ukazanie prawdziwych relacji to duża sztuka a to się reżyserowi na pewno udało.
Dlatego uważam że pokazanie tego na kranie w wiarygodny sposób to duża sztuka.

Moim zdaniem najlepszą scena w tym filmie jest wtedy gdy bohater grany przez Raya Winstona opowiada o swoim ojcu, jak pił, jak wylądował w szpitali gdzie właśnie tytułowy napis. Niesamowite.

Moja ocena 8/10

ocenił(a) film na 5
salem44

Realizm pełną gębą !!

Nie wiem, czy nawet gdybym dziś wykupił koszyk z pobliskimi Dopalaczami i zeżarł z grama amfy, odbiło by mi tak jak tutaj. Ale sam się przekonałem, że angielska kraina to jednak inna strawa. Tam wystarczy czasem alkohol i noże potrafią pójść w ruch. Nie mam więc nawet wątpliwości co do sportretowanego londyńskiego, zaściankowego, autentyzmu...

"Nie do końca się zgadzam, ponieważ ukazanie prawdziwych relacji to duża sztuka a to się reżyserowi na pewno udało."

Te "prawdziwe relacje" możesz zawrzeć w owym autentyzmie. W każdym bądź razie, sztuka jest, wraz z rewelacyjną sceną o której wspominasz. Przy okazji zauważ, że w tej jednej scenie (być może najlepszej w filmie) nikt niczego i nikogo nie tłucze, nie rozwala mieszkania - może to był jednak sukces tego filmu. Takich znakomicie wyciszonych scen jednak ze świecą szukać. Ale pewnie co kto lubi...

Swoja drogą film jest naprawdę dobry, podobał mi się, niezależnie od oceny, którą uznasz, za jego godną, bądź nie...

Trzymaj się !!

ocenił(a) film na 5
Grifter

za długi, zbyt przegadany, i jak pisze poprzednik-rezyser nie mający nic konkretnego do przekazania
a co za tym idzie-nuda.a film nudnym nie może być.
no i co tego ze kreacja Winstona mocna?
5/10 naciągane jedynie

MAKARON

Ray Winstone faktycznie dobry, świetna scena "urodzinowa" na końcu, ale w międzyczasie za dużo nie tyle dłużyzn, co właściwie całkowicie niepotrzebnych scen. O ile te rodzinne, gadane bronią się bez problemu bo i tematyka ciekawa, o tyle już perypetie Billyego-narkomana wyglądają jak jakiś gratis z paczki chipsów. Właściwie mamy tu dwa filmy pokazywana na raz. Jeden niestety kiepski.

Realizm tego filmu właściwie wydaje mi się być zdawkowy. Jest raczej treścią niż formą i wydaje się mocno niedojrzały. Daleko tu do "Red Road", "Bloody Sunday", "Looking for Eric" czy nawet naszego "Długu". W filmie mimo konkretnych, angielskich bloków nie poczułem lokalności. Ten film był o jakiejś patologii X, a nie o konkretnym problemie w konkretnym miejscu. Nie poczułem wyspiarskości, która przecież w "Fish Tank" wycieka z ekranu. Forma mnie więc nie przekonała bo wydaje się nie mieć celu, nie jest środkiem wyrazu, choć nie jest też taka udawana jak np. w "Klasie". Tutaj realizm jest autoteliczny jak dla mnie, i w ogóle mnie nie ujął, a niby takie kino lubię najbardziej. Nie porwała mnie historia, nie przekonała mnie narracja, a na dobitkę łapałem się na tym, że anegdotki o ojcach przytaczane prze bohaterów były bardziej autentyczne niż to co dzieje się na ekranie, trochę szkoda.

ocenił(a) film na 5
Grifter

A ja mam problem z oceną 'Nic doustnie'. Co ciekawe podobny problem miałam przy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", bo gdyby oceniać z punktu widzenia psychologicznego czy socjologicznego, oba obrazy zdecydowanie zasługują na najwyższą notę, ale gdyby patrzeć na film sam w sobie, niestety.. Przez pierwsze 40 minut trochę się nudziłam - picie, ćpanie lub rozmowy o piciu i ćpaniu. Niby taka tematyka, jednak w moim odczuciu to bardziej zbyt długi wstęp, a nawet brak pomysłu na zawiązanie akcji. Na szczęście im dalej, tym lepiej.
I więcej nic nie pisze, ponieważ wszystko co trzeba zostało w tym wątku napisane. Pozdrawiam :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones