Niewciągająca fabuła, banalny przebieg historii, bo kto się nie domyślił, że koledzy nie skończą w duecie?! Momenty zaplanowane przez twórców jako śmieszne, we mnie wzbudziły w większości przypadków politowanie i wywołały myśl: to wszystko już było! Moje nadzieje na uratowanie historii utopiło odnalezienie Amelii, która sprzedała w jednym żałosnym monologu cały film, tym samym uruchamiając dobrze w kinie znany schemat rozwiązywania toczącej się akcji, chociaż przyznam, że myślałam, że uda jej się przeżyć. Zabłąkana kula w łeb należała się córce Ryana, nad wyraz mądrej jak na swój wiek dziewczynce, która wychowuje swojego niedojrzałego ojca. Scena czytania książki na głos na działce po rodzinnym domu - za takie sceny nie lubię takiego lekkiego kina w którym daje się dzieciom znaczącą rolę. Druga rzewna z jej udziałem scena to ta w której mówi, że nie odezwie się do Russella jak ten zabije zbira. Ojej, słodko... Ryan jak zwykle uroczy, miło popatrzeć, ale może ktoś wie czy Russell specjalnie zapuścił się dobrej roli?! Jeżeli tak, to przykro mi Gladiatorze - nie było warto :)!!!
Jeszcze przypomniało mi się, że Kim Basinger ze sztuczną szczęką i naciągniętą twarzą naprawdę stała się "kosmitką" :D.
Basinger jakby wciśnięta na siłę. Niby się trzyma jak na swoje lata ale przez swój wygląd jest jakaś niepokojąco ..straszna :) Mam sentyment do Basinger ale tu jest zbędna.
Dokładnie. I nie pasowała mi do niej rola szefa Departamentu Sprawiedliwości. Co do wątku matki i córki to Amelia mnie wkurzała a Basinger ..cóż jw. Ogólnie myślę,że film miał potencjał choćby fajnie dobrano główną parę ale reszta jakoś jak dla mnie zawalała. Córka Ryana, ok zabawne że nierzadko jest mądrzejsza od ojca ale jakoś jej za dużo.