Zaintrygował mnie temat i równie zaciekawionym polecam artykuł, który znalazłam w Fokusie, wraz z fragmentem książki
https:// www. focus. pl/artykul/henrietta-lacks-kobieta-wazaca-50-mln-ton (pominąć spacje).

Tytuł w linku jest moim zdaniem idiotyczny ale już trudno, za to treść artykułu uzupełniła mi informacje, których nie otrzymałam z filmu.

Co do historii, to wzburzył mnie nieco napis na końcu filmu, że nie potrzeba zgody pacjenta (bynajmniej w USA, a film współczesny) by robić doświadczenia z jego tkanką pobraną w trakcie leczenia. Nie chodzi tu o doświadczenia mogące pomóc pacjentowi powrócić do zdrowia, ale to co dzieje się z jego tkankami po jego śmierci i w jakim celu są wykorzystywane - nia ma nad tym żadnej kontroli.

I uważam to za niedorzeczność, że w skomercjalizowanym świecie, gdzie fiolka komórek Henrietty kosztuje 25 $ i znajdują się w prawie każdym laboratorium na świecie - jej rodzina (osierocone dzieci) nie miała z tego tytułu ani centa i borykała sie z problemami finansowymi.
Dobrze, że powstała książka i założono Fundację - można ich chociaż w ten sposób wesprzeć, chociaż grubo po czasie- jak wiemy niektórzy nie dozyli..

Po fragmentach ksiązki widzę, że styl jest świetny i nie dziwię się, że była przez 6 lat na liście bestsellerów New York Timesa.
Pozdrawiam.