Przecież to jest jakieś czyste nieporozumienie, jest slabo zagrany, dialogi na poziomie przedszkola, technicznie (dzwiek, obraz, montaz) to cos a'la nastolatek biegajacy pierwszy raz z kamera kupiona w media-markcie.
Jedyny warty zapamietania moment to pluszowa żaba śpiewająca Luisa Armstronga.
Ten film nie zasługiwał na wygrana, nie wnosi NICZEGO nowego do nurtu polskiego kina niezależnego, jest kolejnym ulegającym konwenansom gniotem, nie wyróżnia go totalnie NIC.
Widzialem KAŻDY film na tegorocznym festiwalu, wiec mam dobra skale porównawczą.
"Rubinowe Gody" Mankowskiego (ktorego Buchwald w bezczelny sposob wysmial podczas gali), "Antara" Izabeli Przylipiak czy przede wszystkim (!) "Dla Ciebie i Ognia" Jemioła i Zasady wyprzedzaja "Nie ma o czym milczec" o kilka dlugosci, zarówno realizacyjnych, jak i pod wzgledem samej tresci filmu.
Sam chyba zlapie kamere do reki, nakrece kilka ujec w nocnym autobusie, na kanapie + obowiazkowe odpalenie papierosa celebrowane przez pół minuty (vide Szarafiński, Matwiejczyki itd), dam to wszystko na czarno-biało, dołoże kilka ujęć polskiej biedy, szarosci i braku perspektyw, no i nałoże dużo ziarna żeby obraz zaczal byc "ambitny" i z "ukrytymi tresciami" (ktorych szukal Fabicki, przewodniczacy jury w tym roku) - wygrana mam w kieszeni ;)
I jeszcze bede sie mogl potem lansowac na bankiecie w Hotelu Gdynia jakbym zdobyl 3 oscary i 5 zlotych palm naraz - zupelnie jak Buchwald przedwczoraj.