Wszyscy polecali to obejrzałem i cóż mogę rzec? Znowu dałem się nabrać. Nie wiem czego się spodziewałem, przecież to Netflix. Niemniej i tak powinienem się cieszyć, bo przydługi średniak to i tak dużo jak na nich. Niestety aluzja współczesności, o której tyle dobrego się nasłuchałem, bez zaskoczenia okazała się płytka i jednostronna, by nie powiedzieć nachalna. Bowiem świat "Don't look up" jest prosty jak budowa cepa i dzieli się na racjonalny libleft głoszący to co słuszne, nawet jakby miała to być walka z wiatrakami i negacjonistycznych Republikan, dla których liczy się aby tylko władza i zbytki a całą resztę mają gdzieś.
Co prawda, nie powiedzieli wprost kto jest kim, ale proszę Was, to było bardziej niż oczywiste. Ważnym wątkiem jest zamieszanie wokół nominacji do Sądu Najwyższego, Orlean miała portrety Busha, Nixona i całej reszty kontrowersyjnych prezydentów GOP a na wiecach wyborczych występowała w czerwonej czapce z daszkiem. No i ogólnie jej zachowanie przywodziło na myśl parodie Trumpa z SNL. Subtelne niczym młot udarowy... Oczywiście w drugą stronę nie było żadnych przytyków. A szkoda, chętnie zobaczyłbym w ramach równowagi jak, nie wiem, samobójczą misję trzeba przerwać, bo przyszli ludzie z kartonami protestować przeciw byciu uratowanym przez "białego supremacjonistę". A poza tym jakie wysadzenie komety bronią jądrową? Przecież atom jest be. No, ale nic z tego. Przecież sami z siebie nie będą się śmiać...
Za to będziemy się śmiać z antycovidowców i pal sześć, że w tym kontekście nawiązywanie do nich nie ma sensu. Jak Orlean chciała wysadzić kometę to skandowali na jej cześć, ale jak dogadała się z Elonem Jobsem to zaczęli twierdzić, że żadnej komety nie ma a, że widać ją gołym okiem na nocnym niebie? A tam, nie będziemy patrzeć w te Waszą lewacką górę!
Co do fabuły to widziałem porównania do "Idiokracji", ale przecież to bezczelna kalka "Marsjanie atakują", którym nikt się nie zachwycał chociaż komentarz społeczny był z grubsza ten. Pewnie dlatego, że nie był z nim jakoś szczególnie namolny a tutaj? Stężenie banałów jak w Małym Księciu. Nawet kawały (skądinąd nieśmieszne) tłumaczyli, by wszyscy zrozumieli, że to bardzo mądry film traktujący o obecnych realiach. Ba, nawet zatrudnili Arianę Grandę, by zaśpiewała piosenkę, w której powtarza wszystkie morały, które nam wkładali do głów przez ostatnie dwie godziny, na wypadek jakby ktoś coś przegapił XD No cóż, jak dla mnie najtrafniejsza parodia współczesności działa się już poza filmem kiedy to widzowie zaczęli tak go chwalić. Wystarczyło, że Netflix ubrał ich poglądy w bon moty tak proste, że nawet oni je zrozumieli i voila, przepis na najbardziej przeceniany obraz 2021.
Co do aspektów technicznych to jestem przerażony, że tak gwiazdorska obsada, z Leonardo DiCaprio na czele, może wypaść tak kiepsko. Biorąc pod uwagę pretensjonalność scenariusza i brak budżetu na cokolwiek poza aktorami zaczynam wierzyć, że ten film powstał po tym jak za sprawą bardzo dziwnego zakładu topka Hollywood musiała wystąpić w szkolnym projekcie licealnego kółka filmowego. Ale scenariusz był w powijakach, uczniaki jeszcze niczego nie reżyserowali a odtwórcy byli wypożyczeni na 3 godziny. Inaczej tego wytłumaczyć nie umiem.
Chociaż momentami czuć tu było rękę boomera, który przegapił, że nikt już nie ma DiCaprio za ciacho, ma bardzo Januszowe wyobrażenie o mediach społecznościowych i marudzi na dzisiejszą młodzież, że jest taka banalna i klika w te komórki zamiast założyć rodzinę w wieku 18 lat i pójść do pracy, w której spędzi 40 lat tak jak on. No i największy problem, straszny przerost formy nad treścią. Ten sam morał dałoby się powiedzieć w mniej niż godzinę a oni rozciągnęli na dwie i pół. Po co? Ja już po dwóch kwadransach miałem dosyć i nie wiedziałem czy dotrwam do końca. Potem było lepiej, ale po części dlatego, że wątki się pozmieniały. I to kolejny sążny mankament, temu filmowi brakuje spójności. Ni to dramat, ni to (nieśmieszna) komedia. Film uderza w te tony na zmianę bez większego sensu. Konwencja też się zmienia, teraz patrzymy jak astronomowi sodówa uderzyła do głowy a przed chwilą patrzeliśmy jak się frustruje, bo babka, z którą teraz sypia śmiała się gdy ten mówił o zagrożeniu. Może lepiej byłoby z tego zrobić mini-serial i każdy odcinek o czym innym. Jeden o wykorzystywaniu kataklizmu w kampanii, drugi o Elonie Musku kupującym Twi... kometę. Tak miałoby to względnie ręce i nogi, ale no cóż... 6/10 to maks co mogę dać.