Zupełnie mnie nie dziwią pomruki niezadowolenia w komentarzach. Właśnie m. in. o tym jest ten film, że gros ludzi nie rozumie, na co patrzy... Świetne kreacje aktorskie. Misiowaty Di Caprio działa odświeżająco w świecie opanowanym przez amantów z magnetycznym spojrzeniem, rewelacyjnie asystuje mu Lawrence, która idealnie oddaje "głos pokolenia", w tej ogarniętej jego części. Blanchett po prostu błyszczy, ale tu nie jestem obiektywny, bo cokolwiek nie zagra, będę zauroczony każdym gestem. Meryl, cóż... Jej nie można mieć dość, a trzeba mieć naprawdę dobrze poukładane w głowie i dysponować warsztatem nie lada, żeby tak przekonująco zagrać idiotkę. Wisienką na torcie jest Jonah Hill, który dopełnia "prezydencki duet", a każda Jego interakcja z Jennifer bawi do łez. Film o pół godziny za długi, przerysowany, dla świadomego widza, któremu nie jest obcy dystans do świata i przede wszystkim, choć na pozór lekki, przerażający w przekazie i do bólu prawdziwy, co czyni go po napisach lekko przygnębiającym. Wielu widzów nie będzie zadowolonych, ponieważ przejrzy się w nim jak w lustrze i to nie będzie ładny widok... Jedna z solidniejszych produkcji Netflixa ostatnimi czasy, polecam.