Nie zgadzam się z przypisaniem tego filmu do kategorii komedia. Ja bym określił go jako tragikomedia i to wcale nie dlatego, że akcja filmy dotyczy zbliżającego się końca świata. Nie będę pisał długiej recenzji ani tym bardziej zdradzał fabuły.
Chciałem zwrócić uwagę ja jeden szczegół, o którym nikt jeszcze nie wspominał.
Scenarzysta i reżyser zarazem bawi się słowem. Adam McKay robi to podobnie jak Witkacy choć pewnie Witkacego nie czytał. Pamiętacie zapewne Tumora Mózgowicza czy Gnębona Puczymordę. Brzmienie nazwisk miało ścisły związek z ich rolą w sztuce. Z pewnością nie wyłapałem wszystkich aluzji w tym filmie. Ale przyjrzyjmy się niektórym:
Profesor Mindy - czyż w języku polskim nie byłby to Randall Mózgowicz?
A Dibiasky? W północno zachodniej Afryce Dibia oznacza mędrca, kapłana. Czy zatem sympatyczna Kate nie ma na nazwisko Zaklinaczka-Nieba? Z kolei "przebojowa" dziennika nazywa się Avantee - "Śmiało Naprzód". Filmowy Steve Jobs, czyli Peter Isherwell to przecież w wolnym tłumaczeniu „Bóstwo” żeby nie powiedzieć „Bóg”
Nie tylko postaci zostały obdarzone wymownymi nazwami.
Program telewizyjny Daily Rip to w tłumaczeniu „Codzienna zgrywa” lub w bardziej swobodnym tłumaczeniu „Chrzanienie na śniadanie”.
Najbardziej pożądany filmowy produkt livestylowy nazywa się „Bash”. Co to może znaczyć? Można pójść drogą lekko wulgarną i przetłumaczyć „Grzmotnąć” (bardziej wulgarnych nie napiszę). W najlepszym razie „Bash” to bal, imprezka, biba.
Wyżej zaprezentowane tłumaczenia są dość swobodne i sięgają do wolnych skojarzeń z pojęciami z kultury masowej, jednak nie są to zbyt mocno ukryte znaczenia.