Film jak to amerykańskie filmy - jest tempo akcji, jest rozmach, są efekty specjalne, są znani aktorzy. Grzechem głównym jest moim zdaniem nijakość tego filmu: jest to miks katastroficzna satyra lub satyryczna katastrofa, ale każdy z członów tego połączenia wypada słabo. Jako film katastroficzny niczym się nie wybija, a jako satyra na współczesne czasy trochę zbyt płytka. Bardzo liczyłem właśnie na tą stronę satyryczną filmu, jednak została pokazana topornie, nie stara się wniknąć głęboko w ducha dzisiejszej kultury, jest bardzo powierzchowna. I w ten sposób połączenie to daje film ogólnie nijaki. Odnośnie aktorów to taki tytan i doświadczony wyjadacz jak DiCaprio poradził sobie dobrze, pokazał obie strony medalu, ale już Lawrence jest tutaj osobą typowo katastroficzną, nie ma w niej sfery satyrycznej. Drażnił mnie Chalamet - mało przekonujący, wprowadzony trochę nie wiadomo po co, niepasujący do Lawrence. Plus za przesłanie, że podzieleni jesteśmy słabi i łatwi do manipulowania.