Nie ma filmów idealnych. Nie ma też gatunków idealnych. Jednym z głupszym, wg. mnie, gatunków, jest film rodzinny - to kojarzy się z dziewięćdziesięciominutowym obowiązkowym odsiadywaniem na fotelu przed telewizorem po obiedzie. Jest jeszcze gorzej, kiedy taki film familijny ma być dramatem dla maluchów, jak na przykład "Mała księżniczka" (straszne!!! chore!!!). To samo, kiedy ma być to komedia dla młodszych - ma to często więcej wspólnego z banalną kreskówką niż filmem określanym przez zielone kółeczko ("dla wszystkich" - oczywiście takie filmy nie istnieją, rzecz od dawna znana). "Nie wierzcie bliźniaczkom" ("The Parent Trap") jest właśnie filmem tego typu - komedią dla całej rodziny. Tylko że w przeciwieństwie do innych komedii familijnych, tu się coś dzieje, humor jest inteligentny (nikt nie wali nikogo tortem po głowie i nie wyrzuca z dziesiętego piętra), gra aktorów dobra, muzyka miła dla ucha, scenografia niezła, a sam scenariusz jest niezwykle pomysłową i dobrze utworzoną przeróbką przeboju "The Parent Trap" z lat sześćdziesiątych, gdzie rolę bliźniaczek kreowała Hayley Mills (znana głównie z klasycznej "Pollyanny").
W tej wersji w głównej roli widzimy 12-letnią Lindsy Lohan, która gra sympatycznie, z wdziękiem i posiada swój własny styl, który znakomicie pasuje do postaci bliźniaczek Annie James i Hallie Parker - głównych bohaterek filmu. W pozostałych rolach widzimy między innymi Dennisa Quaida, który gra Nicka Parkera, ojca dziewcznek, Natashę Richardson w roli Elizabeth James, jego byłej żony, Simona Kunza jako kamerdynera Martina (najkomiczniejsza postać w tym utworze)...
Podsumowując - "Nie wierzcie bliźniaczkom" to nowoczesny i na prawdę zabawny film, którego żaden miłośnik komedii nie tylko rodzinnych nie może przegapić. I znacznie lepszy od pierwszej werji, bo bliższy nam, szybszy i weselszy.