Żenada! Niby fabuła wiadoma, każdy wie w co się pakuje zaczynając oglądanie i wydaje się, że nie można się bardziej odmóżdżyć, niż by się chciało(bo to film typowo na odmóżdżenie)... A jednak można! I to jeszcze jak! Durny akcent Sandlera, który sprawia, że film chce się oglądać z funkcją "mute", durne gagi i niesmaczne scenki, sprawiające że z wizji też można zrezygnować... Po "50. pierwszych randkach" rozczarowanie sięga zenitu... już lepiej wybrać się samemu do fryzjera :P.