Zasadniczo nie lubię głupawych amerykańskich komedyjek, jednak do Sandlera mam od lat jakiś dziwny sentyment. Jego filmy z lat 90-tych, nie grzeszyły wyrafinowanym żartem, ale oglądało się je nad wyraz sympatycznie. Sprawa sie zmieniła odkąd Adam zaczął realizować ciut poważniejsze tematy jak "Dwóch gniewnych ludzi" czy absolutnie rewelacyjny "Klik i robisz co chcesz". "Don`t Mess with Zohan" to klimat trochę z innej półki, ale muszę przyznać, że pomysł na scenariusz ubawił mnie po pachy. Płakałem ze śmiechu słyszać Adama mówiącego po angielsku z żydowskim akcentem, a jego słowne metamorfozy powodowały salwy śmiechu raz po raz. Jak dodamy do tego dziesiątki gagów i parodii to wyjdzie nam rewelacyjny komediowy misz-masz. Zgodzę się z z kilkoma osobami z forum, że nie jest to komedia dla każdego. Jednak jeśli masz otwarte spojrzenie na świat, a w szczególności na koflikt izraelsko - palestyński to nie sposób świetnie się na na tym filmie nie bawić. To lekka i doskonała rozrywka. Polecam szczerze każdemu. Nie mam tylko pojęcia jak ten film mógł być dystrybuowany w Izraelu i Palestynie - Sandler wykpił wszystkie przywary tych narodów, a znając ich porywczość to na jego miejscu nie wybierał bym się w te rejony w najbliższe wakacje. No chyba, że Scrappy Coco będzie miał nową rewelacyjną fryzurę :-)