Miał być survival, a wyszła jakaś szopka.
Goście zgrywają supertrampów, a na wyprawę ruszają z torbami noszonymi przez ramię. Potem zawiązują te wszystkie kłótnie
eksponowane na siłę, które nijak mają się do takich wędrówek. Bo przecież to właśnie
poczucie wspólnoty obok zdobywania wody jest w takich chwilach najważniejsze. A oni
kompletnie je odrzucili. I wreszcie to polowanie na dzika. Niby jakiś rytuał, ale czemu tak
idiotyczny? I co oni chcieli z tym dzikiem potem zrobić? Zjedliby go w trójkę? Nie ma opcji,
już lepiej łapać króliki. Ale ci goście w ogóle nie postępowali logicznie. Dzięki temu wyszedł
z tego bardzo sztuczny film, który przez ostatnie pół godziny był już wręcz nieznośny. Niestety.