Przyznam dosyć wrogo nastawiałem się do obrazu z DiCaprio w roli głównej albowiem kompletnie tego człowieka nie trawię ani filmów z jego udziałem,
że życie jest przewrotne i lubi płatać figle, film przypadł mi do gustu...
Podejmuje ciekawą tematykę a co ważniejsze jest oryginalny w kwestii fabuły, ot grupkach outsiderów szuka szczęścia na ziemi w tropikalnej dziczy na jednej z tajlandzkich wysp, niby banał.
Film posiada pewien magnetyzujący urok, który sprawia, iż mamy ochotę
znaleźć się na tym skrawku szczęścia.
Obraz pomimo wielu zalet, ma również wiele wad co odrzuca potencjalnego zjadacza chleba, reżyser widać chciał ubrać dzieło w przepiękne szaty jednocześnie nie mając na to patentu, jak to mówią "choćby świnia złote siodło miała, dalej będzie świnią".
Może jest to przejaw malkontenctwa z mojej strony ale DiCaprio i wplatane lawstori w całą historię psują troszkę całokształt.
Jeżeli przymkniemy na to oko film okazuję się bardzo w porządku.