Klara, to zdolna baletnica u progu kariery. Właśnie została wybrana przez znanego w świecie choreografa, który potrzebuje baletnicy do własnego przedstawienia. No po prostu bajka! Niestety, życie, jak wszyscy wiemy, bajką nie jest. I kiedy już się z gąska witała i zobaczyła siebie w blasku świateł na renomowanej scenie w Barcelonie, jej szczęście trafia szlag! Rozpoczyna się scieżka utrapień: zdradzający chłopak złapany in flangranti, niefortunny upadek ze schodów kończący się skręconą kostką (kariera wisi na włosku!), zdradzana i w końcu opuszczona przez męża matka, śmierć ukochanego brata. Czy mam wymieniać dalej? Nawet związek z dużo starszym mężczyzną, który mógłby wydawać się jakąś osłodą w tym tyglu nieszczęść, kończy się fiaskiem. Jednym słowem piekło z niewielkimi przebłyskami nieba. Ot, życie! To leniwie tocząca się opowieść o kobiecym doświadczeniu z dobrą, przekonywującą rola Zuzanny Kanocz (Klara) i mierną, jak na tej klasy aktora, rolą Bronisława Wrocławskiego. Tak, tak, naszego Wrocławskiego! Poza subtelnymi, dobrze nakręconymi, erotycznymi scenami, jest nazbyt teatralny i miejscami nieokreślony. Ale to już nie jego jest „zasługą” tylko scenariusza. Czy to kino coś wnosi? Nie wydaje mi się. Widz wychodzi z kina ani poruszony, ani wzruszony, może jedynie uśpiony. Nie jest to bez znaczenia, sami przyznać musicie, przy późnej godzinie projekcji. Przed wieczornym spoczynkiem, jak znalazł!