Ten film miał być z założenia ambitny i głęboki, a niestety był powierzchowny i nudny. Mówię niestety, bo z wielkimi oczekiwaniami, po Waszych głosach, podszedłem do tego filmu i okazała się klapa. Te dialogi miały być inteligentne, a jeśli ktoś się uważnie wsłucha to wszystkie poza historią tego dziadka były płytkie i głupie, a już najbardziej głupi był ostatni monolog Marion. Nie próbujcie się dowartościować pseudo inteligentymi filmami, bo jeśli ktoś jest na prawdę inteligentny to nie udaje, że mu się to podoba. Wiem, że teraz zostanę zjechany przez wszystkich pseudo krytyków filmwebu, ale musiałem powiedzieć swoje zdanie. Ta ocena jest bardzo przesadzona. Nie dawajcie filmowi 10/10 tylko dlatego, że z pozoru miał być ambitny, że ma swoje lata i nie jest amerykański i chociaż go nie zrozumieliście to udajecie, że zrozumieliście i opisujecie jak bardzo Wam się podobał. Kierujcie się własna samooceną, to wtedy średnia ocen będzie miała jakiś sens. Ja otwarcie przyznaje, że Miasto Aniołów to dużo lepszy film, który ma jakiś sens. Świetnie zachowany związek przyczynowo-skutkowy, niezwykła historia miłosna, rewelacyjne zdjęcia i boska muzyka...
A "Miasto aniołów" było według Ciebie ulepszoną wersją tegoż filmu?
przyznaję - czasem film był na siłę przeintelektualizowany, ale jest o himmel lepszy od (zresztą też pięknego) "City of angels", osobiście jestem zachwycona pierwowzorem, wcale nie dlatego, że nie jest amerykański (choć niemieckie dialogi powitałam z wielką przyjemnością:) ) ani z powodu daty jego powstania, wg mnie jest w nim jakaś magia, coś co zmusza, żeby obejrzeć go do końca, 10/10 nie dam, bo lekko irytowała mnie postać akrobatki, ale krytykować filmu ani myślę:)
Tak, myślę, że Miasto Aniołów jest ulepszoną wersją pierwowzoru. Wszystko co było dobre w Niebie nad Berlinem zostało "wyciśnięte" do Miasta Aniołów, również wszystkie smęty, nudy i pseudo inteligentne teksty już nie pojawiły się w City of Angels.
Nie znaczy to, że nie lubię ambitnych filmów, bo bardzo lubię. Jednak ten film miał być z założenia ambitny i inteligentny, ale im to w ogóle nie wyszło. Wsłuchajcie się w teksty, są bardzo tandetne i głupie, szczególnie teksty tej akrobatki. Prawie wszystkie teksty są głupie, poza historią tego dziadka, bo to miało duży sens, padły tam bardzo mądre słowa.
Co do klimatu to się zgodzę, Niebo nad Berlinem miało bardzo dobry klimat, którego trochę mi zabrakło w City of Angels, ale wszystko inne było już gorsze...
Jeśli lubisz ambitne filmy to obejrzyj coś reż. Michelangelo Antonioniego, a nie w ulubionych takie filmy masz(bez obrazy większość jest dobra no, ale bez przesady). A teksty nie są wcale głupie, jeśli chodzi ci o indywidualne myśli ludzi no to się nie dziw sam zapewne miewasz myśli, które dla innych wydawałyby się głupie, jak każdy z nas. Ode mnie zgodnie z sumieniem 9/10 dla Nieba, a 7/10 dla Miasta Aniołów które było przesłodzone, ale mimo to dobre, lecz na pewno nie lepsze od oryginału. Dałem 9/10 temu filmowi za całość za prawie wszystko. Była tam jedna rozmowa między aniołami, która mnie zmiażdżyła: najpierw mówią o tym jak setki lat temu toczyły się zacięte bitwy ważne wydarzenia historyczne, a następnie mówią o tym, że dzisiejszego dnia jakieś nieznane nikomu dziecko nauczyło się mówić lub stało się coś tak mało znaczącego dla nas, że nigdy nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Do nie których filmów jednak trzeba dorosnąć aby zrozumieć ich sens, nawet tam gdzie wydawałoby się nie ma go wcale, jestem pewny, że jako dziecko nie zrozumiałbyś wielu filmów, które teraz rozumiesz, oczywiście nie twierdzę, że nie rozumiesz tego filmu. Jednak wydaje mi się, że inaczej go postrzegamy. To na tyle, mimo wszystko szanuję twoją opinię i wbrew pseudo intelektualnym pozorom wcale cię nie zjechałem. A na przyszłość nie wychodź po za tematykę filmową którą lubisz. Pewnego dnia może ci się znudzi i powrócisz do innej rzeki. The End.
Czuję, że dostanę jakiś komentarz.
"jeśli chodzi ci o indywidualne myśli ludzi no to się nie dziw sam zapewne miewasz myśli, które dla innych wydawałyby się głupie, jak każdy z nas."
I dlatego nie lubię filmów, których 70% to wylewający się z ekranu potok myśli bez ładu i składu. W znakomitej większość teksty są, nie bójmy się tego słowa, BEZ SENSU. Jeśli określenie "pseudointelektualne" nie jest tutaj adekwatne, to ja nie wiem gdzie jest.
Mimo wszystko jakąś przewodnią myśl filmu da się wyłapać, choć można by by ją i bez uszczerbku dla treści, a z korzyścią dla znudzonych widzów zmieścić w 30 minutach. Za tę myśl i za parę lepszych scen (takich jak np. występ akrobatki przesączony niepokojem, że zaraz spadnie) jestem w stanie postawić 5/10.
Określenie "pseudointelektualne" na pewno nie pasuje do tego filmu. Szczególnie, że reżyser studiował filozofię a więc słowo "pseudointelektualne" jest nie na miejscu. Należy też wspomnieć, że jest to film raczej uznany na świecie przez filmowców za wartościowy i na pewno lepszy upiększonej wersji amerykańskiej (teraz sam czuję się jak pseudointelektualista opowiadający się za alternatywnym kinem, negując amerykańskie). Aby zrozumieć sens wypowiadanych słów trzeba być wielce oczytanym lub mieć jakiś błyskotliwy intelekt, sam zrozumiałem, jeśli idzie o konwersacje o podłożu poetyckim, nie o myśli ludzkie, może z 60%(pewnie i tak za dużo). Film mnie jednak urzekł, ma w sobie pewną magię i przyznam, że lubię te tzw. filmy poetyckie. Trudno mi nawet przypomnieć sobie jakiś film podobny do tego, ale też w sumie mało filmów oglądałem więc jak coś to mnie oświećcie.
Dzięki, ale chodziło mi bardziej o filmy zrobione przed nim, a nie 15 lat po nim. Aczkolwiek plus za starania.
Autor wątku niepotrzebnie zastosował obronę przez atak. Mój przedmówca niepotrzebnie powołuje się na krytyków i studiowanie filozofii.
Monolog akrobatki na końcu mnie też zawsze irytował, jest dość okropny. Najdoskonalsza część filmu to pierwsza część, sprzed przemiany bohatera z anioła w człowieka. Prawdziwa medytacja, doświadczenie rzadko spotykane w kinie i narracyjny geniusz. Słów trochę brakuje, to się chłonie: strzępki zwykłych myśli, dostrzeganie piękna w drobiazgach i kontrastowanie ich z destrukcyjną ludzką ambicją, lękiem. Obraz pełen litości, ale i podziwu dla człowieka jako istoty pięknej, choć bardzo niedoskonałej. Pełen podziw. Później jest już troszkę godzin, ale świadomość przeżycia czegoś niezwykłego zostaje. Jeden z najlepszych filmów Wendersa.
Łał, jesteś pierwszą osobą której nick nie jest odzwierciedleniem kultury na forum. Ten portal mnie zadziwia.
Musiałem poprzeć swoje twierdzenie pewnymi argumentami. Nie lubię jak ludzie piszą, że coś jest pseudoartystyczne czy pseudofilozoficzne, gdy takie nie jest(opinia własna). Nie dość tego, nie zwracają uwagi na to, że filmy z mainstreamu, które są czysto rozrywkowe, kreują się na jakieś kino ambitne [sic!].
"Nie lubię jak ludzie piszą, że coś jest pseudoartystyczne czy pseudofilozoficzne, gdy takie nie jest(opinia własna)."
Haha! Tu Cię mam. Najpierw stawiasz tezę, jakby mowa była o jakimś od dawna uznawanym dogmacie, po czym przeczysz samemu/samej sobie, pisząc "opinia własna". Zdanie powinno brzmieć: "Nie lubię jak ludzie piszą, że coś jest pseudoartystyczne czy pseudofilozoficzne, kiedy ja uważam, że jest inaczej". Ale nie przejmuj się, ja też tak mam (oczywiście, jeśli chodzi o niezgodę z moimi opiniami, nie o przeczenie sobie).
;)
brak zrozumienia dla przekazu nie usprawiedliwia w ocenie filmu jako "bycia przeintelektualizowanym".Jasne że zdecydowanie łatwiej skonsumować proste w odbiorze "Miasto aniołów"."Niebo nad Berlinem" w porównaniu do "Miasta aniołów" ma się jak pyszny obiadek domowej roboty do "żarcia" w Mcdonald's-ie
Moim zdaniem te pojedyncze, oderwane od jakiegokolwiek kontekstu myśli mijanych ludzi, ('potok myśli bez ładu i składu') właśnie nie musiały mieć sensu, same w sobie. Odebrałam je jako zobrazowane problemy, nastroje zwykłych ludzi, żyjących w ciężkiej rzeczywistości ówczesnego Berlina (chociaż jednocześnie dość uniwersalne). Najczęściej były to jedno, dwa zdania, a mówiły tak wiele. Zupełnie mi to nie przeszkadzało i nie uważam, że są 'pseudointelektualne'.
Problemy miałam z częścią poetycką filmu, szczerze mówiąc miałam wrażenie, że tego nie rozumiem, ale w jakiś niezwykły sposób łączyło się to w spójną, piękną całość. Magiczną. Magia, nie rozumiem, ale mogę poczuć.
Nie podobało mi się 'Miasto aniołów' i w sumie nie pociąga mnie w ogóle ta tematyka (anioły na ziemi, cierpiące i tęskniące, a potem decydujące się przemienić w człowieka), dlatego nie spieszyłam się z obejrzeniem 'Nieba...'. Ale bardzo lubię Wendersa, uwielbiam nastrój w jego filmach, w tym przypadku było tak samo. Niektórzy mówią, że jego filmy są nudne, że mało akcji, że niepotrzebnie się ciągną. Ja je uwielbiam. Klimat.
"Odebrałam je jako zobrazowane problemy, nastroje zwykłych ludzi, żyjących w ciężkiej rzeczywistości ówczesnego Berlina"
Właśnie o to chodzi, że film powinien pewne sprawy w jak najbardziej dosłownym sensie "obrazować". Natomiast w tym przypadku problemy i nastroje nie są zobrazowane lecz przekazane werbalnie i to jeszcze w sposób, który mnie zupełnie nie przekonuje. Ale ok, czujesz magię, ja jej nie czuję i dobrze, bo przynajmniej nie jest nudno na tym świecie ;-)
Ten fragment Twoim zdaniem coś obrazuje? Jeśli tak, co takiego? http://sebastiandeka.republika.pl/_private/moj_zachwyt.avi
;-P Powinienem był nazwę zmienić, co? ;-) Czyli jednak twórca posługuje się obrazem dla przekazania treści tutaj? I to jeszcze w połączeniu z muzyką, a więc to, o co idzie w kinie. Jak dla mnie robi to i w tym fragmencie, i w całym filmie w sposób fenomenalny. Ten najazd kamery... Całość robi wrażenie, mnie przyprawia o szybsze bicie serca.
Od początku pisałem, że jest parę dobrych scen da się wyłowić. Jednak dla mnie "potok myśli bez ładu i składu" płynie w tym filmie zbyt szerokim strumieniem, choć oczywiście nie dorównuje takim "perełkom" jak np. "Słodkie życie", gdzie człowiek ma ochotę wywalić telewizor za okno, bo nie jest w stanie znieść natłoku bezsensownych dialogów.
Jeśli tak go widzisz, to to rzeczywiście nie film dla Ciebie. A jak oceniasz kino Roya Anderssona na przykład pod względem ładu i składu? Albo "71 fragmentów" Haneke'ego?
Niestety słabo znam dorobek tych reżyserów. Anderssona nie widziałem nic, a Hanekego bodaj 3 filmy, ale nie ma wśród nich "71 fragmentów".
"Natomiast w tym przypadku problemy i nastroje nie są zobrazowane lecz przekazane werbalnie i to jeszcze w sposób, który mnie zupełnie nie przekonuje."
Ale gdy dodać do tego tę poetycką warstwę, którą już trzeba nieźle rozgryzać, to w efekcie mamy równowagę.
Mnie nie przeszkadzała "dosłowność" myśli. Dobrze kontrastowała z tą "zawoalowaną" treścią w filmie. Perspektywa "zwykłych śmiertelników" wobec perspektywy "tych mądrzejszych", "natchnionych", "uduchowionych", aniołów znaczy się. ;-)
Miasto Aniołów oglądałam zdecydowanie później niż Niebo i poległam. Nie dałam rady, nie zdzierżyłam, poczułam się skonfundowana. Nie jestem wielbicielką Nieba nad Berlinem, uważam go za film bardzo dobry, pod pewnymi względami może nawet rewelacyjny, ale nie za arcydzieło, jednak to co Hollywood zrobiło z tą historią... wypruli jej flaki, wycieli serce, wyrównali zwoje mózgowe i pomalowali na ładny różowy kolorek. Zgroza.
A ja uważam ten film za jeden z najwybitniejszych w całej historii kina. Nie znam drugiego filmu, który byłby taką afirmacją życia jak "Niebo nad Berlinem". Nie znalazłem tam ani jednego niepotrzebnego zdania, ani jednej nieudanej sceny. Na pewno trzeba oglądać go w pełnym skupieniu i mieć trochę zacięcia humanistycznego, żeby choć połowicznie zrozumieć.
Miasta aniołów nie widziałem i nie zamierzam oglądać, bo nie lubię jak ktoś przerabia arcydzieła.
A ja powiem tak - Lubie sobie nieraz obejrzeć jakiś ambitniejszy film, ale "Niebo ..." jakoś mi nie podeszło. Gdyby nie ten cały bełkot to film byłby naprawdę super. Było sporo scen które aż się prosiły aby je przemilczeć. Moim zdaniem "Niebo" przewyższa "Miasto" pod względem gry aktorskiej, montażu i muzyki. Mimo to "Miasto" jest bardziej przyswajalne. Podczas oglądania "Nieba" w pewnym momencie powiedziałem - dosyć i przestałem czytać napisy. Skupiłem się na oglądaniu klimatycznych zdjęć i słuchaniu bardzo dobrze dobranej muzyki.
Po pierwsze, nie rozumiem porównywania Miasta aniołów do Nieba nad Berlinem. Przecież Miasto Aniołów to zwykłe romansidło - w którym bohaterowie zaczynają być razem, a tu nagle rozdziela ich tragiczna śmierć, zwykły schematyczny film. To nie ta sama liga to tak jak porównać Rysia do Misia, niby mają coś wspólnego ale jak wielka dzieli je przepaść!!
Po drugie jeśli nie zrozumiałeś Nieba nad Berlinem, to nie twierdź proszę że inni również nie są wstanie go zrozumieć, a jedynie udają.. Wydaje mi się że takie stwierdzenie nie najlepiej o Tobie świadczy.
Wielbicielom Nieba.. polecam raczej obejrzeć sequel - Tak daleko, tak blisko - wiadomo nie jest równie dobry ale warto.