Mój podstawowy problem z tym czymś jest taki, że w żadnym aspekcie nie jest to dobry film.
Zacznę od tego, że reklamowane to jest jako SF. Gatunek ten z definicji opiera się na naszej aktualnej wiedzy naukowej, z założeniem jej dalszego rozwoju. Nie chcę spoilerować, ale pierwsze minuty filmu to strzał, polegający na tym, że w naszym własnym, prywatnym układzie planetarnym, w którym mamy już zrobione opisy co większych kamieni latających mających pół metra średnicy z ich orbitami i parametrami, nagle okazuje się, że nie znaleźliśmy czegoś wielkości Ziemi. I to coś krąży wokół większej planety.
Zabolało? Dodajmy, że to coś - zapewne księżyc - nie potrzebuje Słońca, bo temperatura powierzchni utrzymywana jest przez pływy. Zapewne te pływy tak grzały, że aż się odbijały od nieistniejącej atmosfery, że aż jest tam masa zieloności.
A co z wpływem gazowego giganta na taką planetę? Nic - luzik.
I jak się ogląda to coś obrzydliwe, to w sumie ono się składa albo z dłużyzn, gdzie ktoś leży/stoi/pierdzi i bez sensu rozpacza (chyba głównie nad swoimi decyzjami: nielogicznymi, niespójnymi, nieracjonalnymi... zwyczajnie głupimi), albo - jak już się pojawia jakiś film, to z błędów na poziomie wiedzy ze szkoły podstawowej.
Ogólnie to jest tak, że ogarnięcie budowy układów planetarnych tak, żeby nie zrobić tak złych założeń do gniota, to mniej więcej lata 70 zeszłego wieku, gdzie wiedza nasza byłą taka, że już wiedzieliśmy, że nie będzie "najeźdźców z Marsa". I od lat 70 nikt nigdy w normalnym filmie nie zrobił tylu błedów.
2 punkty to ma za animacje statku. Jakby trochę jeszcze nad nią popracowali, to może byłaby logiczna - bo sam statek jest jeszcze większym nawarstwieniem błędów konstrukcyjnych niż cały film. A animację tego typu i to ładniejszą mamy już w grach komputerowych - Eve Online na przykład.
Jak już wiemy, że to nie jest SF, tylko może w najlepszym wypadu space opera... (chociaż GW są bardziej spójne technologicznie) to można się poznęcać nad fabułą. Cóż o niej można powiedzieć? Jej nie ma. To ciąg nielogicznych działań jakiegoś pierdziela, który bez sensu miota się startując z miejsca, gdzie nie powinno go być. I rozwiązuje nieistniejące problemy, które nie mają oparcia w rzeczywistości. I o te nieistniejące problemy podejmuje decyzje, nad którymi rozpacza.
Ogólnie - film bez początku, bez środka, bez końca, bez sensu. Do tego podszywający się pod SF, żeby się lepiej sprzedawać, bo jest mało SF to ludzie chwycą, a widzowi bez wiedzy na poziomie szkoły podstawowej zapewne idiotyzm całości nie będzie przeszkadzać, albo sobie będzie tłumaczył błędy filmu w jeszcze głupszy sposób niż jego twórcy go napisali.
Uciekajcie od tego gniota.
Sama prawda, szczególnie z tą nową planetą na orbicie Jowisza. Od tego momentu odechciewa się patrzeć na ten film z jakimikolwiek emocjami - immersja spada do zera. Twórcy starają się ukazać prawdopodobną przyszłość ludzkości jednocześnie opierając ją na samych bzdurach. Nie mają nawet logicznego pomysłu na wyjaśnienie katastrofy, która zniszczyła Ziemię.
Ten film to brat przyrodni "Ad Astra" lub "Pasażerów" - znany aktor w roli głównej, niedaleka przyszłość i "realistyczna wizja eksploracji Układu Słonecznego :) ", scenariusz napisany na kolanie (przy tym przypadku pierwowzór literacki również) i kuuuupa pieniędzy, która idzie na marne. Jest tyle świetnych dzieł literatury sci-fi (również z bardzo ludzkimi historiami, trzymającymi za serce) oraz tylu utalentowanych pisarzy, a Hollywood dalej robi sci-fi gnioty bez krzty ciekawego pomysłu. PS. Rozwaliło mnie to, że młodszą wersję głównego bohatera odgrywa jakiś aktor zupełnie nie podobny do Clooney'a :D , co to miało być.
No właśnie też tego mi szkoda - SF to bogaty gatunek, a pieniądze w nim palone są niczym w rządowych przekrętach. Może dlatego właśnie mnie te błędy tak okrutnie drażnią.
A tych błędów w tym czymś jest masa - statek mnie rozwalił, który leci na silnikach. Na oko jak mu zgasną, to się zatrzyma... wiadomo - tarcie w próżni zabija prędkość...
I tak można się nad tym znęcać cały dzień, to jak kopanie leżącego. Do tego związanego, żeby było łatwiej.
Książki nie czytałem. Ale raczej film mnie nie zachęcił, bo zakładam, że ten księżyc też jest tam główną osią. Całość rozsypana i bez sensu.
Uważam, że źle do tego podchodzisz, bo twoja ocena może sugerować, że film byłby lepszy gdyby nie było idiotyzmow. Ok, może byłby nieco mniej irytujacy, ale nadal byłby bardzo kiepski. Nawet reklasyfikacja na dramat niewiele by pomogła. Otóż w tym filmie brakuje scenariusza i to jest jego główny problem. Wydaje mi się, że osoby wysoko oceniając film, które powołują się na fakt, że film porusza ważne egzystencjalne kwestie nie rozumie, że dramat i wolne tempo akcji, nie polega na tym, że w filmie nie dzieje się nic. A w tym filmie nie dzieje się nic, ludzie zachowują się jakby się nacpali i nic do nich nie dociera, prawie żadnych emocji, żadnych poważniejszych dyskusji o sytuacji, w której się znaleźli. Nie tego raczej spodziewam się po filmie, który miałby mnie zmusić do refleksji.
Ja raczej pisałem o tym co mnie zabolało najbardziej. I tak - zgadam się w 100% - ten film to dno i 8 metrów mułu pod dnem w każdym możliwym aspekcie. I nie wiem na co poszły pieniądze, lepiej było z nich usypać kupkę i zrobić ognisko.
Smutne jest to, że on dostaje jakiekolwiek wysokie noty, od kogokolwiek.
Takie pytanko.
Widzimy tylko jedną stronę naszego księżyca.
Jeśli filmowy księżyc Jowisza byłby po niewidocznej dla nas stronie (ot taką ma orbite) Jowisza to czy wiedzielibyśmy o jego istnieniu?
Nie wiem czy pytasz poważnie, czy to taki żarcik?
Obecnie nasza wiedza o naszym układzie planetarnym jest taka, że zaczynamy opisywać skały o wielkości poniżej 0,5 metra, które znajdują się bliżej niż Neptun. Pomiędzy Neptunem i Eris nie ma już żadnych większych (powyżej 50m średnicy) niespodzianek. Jeżeli mamy jakieś wątpliwości to najwyżej co do Obłoku Oorta, ale to jest z tysiąc razy dalej.
Dodatkowo po 1992 roku mamy jakąkolwiek wiedzę na temat tego jak zachowują się komety i inne obiekty o nietypowych orbitach.
Dodam, że zaczynamy sensowne badania na temat planet tej wielkości w innych układach planetarnych, w odległościach 10+ lat świetlnych.
Nie ma ABSOLUTNIE ŻADNEJ możliwości, żeby ukrył się przed nami obiekt o wielkości 500m, a co dopiero o 12742 km (jak Ziemia) w naszym układzie słonecznym.
I to wszystko jest podstawowa wiedza, żeby nie było wątpliwości, kiedyś tego typu zagadnienia omawiało się na fizyce w podstawówce, acz teraz chyba już astronomia wyleciała całkowicie ze szkoły.
Szczerze - wątpliwości takich to już za czasów Verna nie było, acz ludzie mogli w SF w tamtych czasach jeszcze poważnie myśleć o życiu na księżycu i innych planetach, bo nie znali warunków na nich panujących, to już wtedy nie mieli wątpliwości, że do Urana nic dużego ich nie zaskoczy, chociaż odkrycie Neptuna w tamtych czasach, mogło sugerować, że dalej coś jeszcze jest.
Więc - takie "Wokół Księżyca", jest dużo lepszą rozrywką i jest dużo bardziej SF, niż gniot nad którym się rozwodzimy.