No niestety... Film o niczym...
I w sumie na tym można zakończyć recenzję gdyby nie kilka irytujących (a pewnie w zamyśle twórców - bardzo błyskotliwych) scen, które położyły ten film na kolana.
Po pierwsze, wszystko co widzimy na ekranie było w kilku ostatnich filmach o podobnej tematyce, nawet w tych w których grał Clooney. Ten film jest przewidywalny do bólu! Wiadomość z ziemi? No gdzieś to już widziałem. Rozwalający się w przestrzeni kosmicznej statek? No chyba też. Klimat mówi niu niu? Hmmmm.... A przy scenie spaceru kosmicznego miałem wrażenie że dyktuje twórcom scenariusz.
Po drugie, o czym właściwie jest ten film? Co się dzieje na ziemi nie wiemy przez 80% seansu. Po jaką cholerę Augustine szuka kontaktu z załogą? Szczególnie, że na początku filmu widzimy jak przeszukuje wszystkie misje (więc w sumie równie dobrze mógłby skupić się na innej). Wszystko naciągane do bólu tylko by zmylić widza "błyskotliwą" końcówką. Podobnie z załogą - 5 osób do tak poważnej misji, na tak olbrzymim statku? WTF? :|
A może to film o miłości? Np czarnoskórego mężczyzny do białej kobiety, gdzie żyli długo i szczęśliwie? No ciężko powiedzieć...
Po trzecie, jest kilka irytujących "fiction" w które naprawdę ciężko uwierzyć. Nie bedę spojlerował ale ten pękający w Arktyce lód to chyba kogoś poniosło...
Aaa, no i na koniec jedna rzecz która mnie dosyć zaintrygowała. Chodzi o kształt statku Aether. Co tak naprawdę chroniły osłony? Hm...
Dobra, jeden plus. Podobało mi się jak zagrała Iris