Zacząłem oglądać wczoraj, całkiem bez nastawienia, przypadkiem.
Obsada mnie zaskoczyła i przytrzymała w fotelu na tyle długo, aby finalnie zostać i obejrzeć do końca: jakoś dawno przeze mnie nie widziana Demi More i ten mój ulubiony niegdyś Duchowny, teraz już jakby kojarzony przede wszystkim z nieco go szufladkującym Californication.
Film skończyłem z mieszanymi odczuciami.
Pomysł świetny, nietuzinkowy. Role zagrane naprawdę nieźle i przekonująco. Marketingowo obraz zaskakuje i wciąga. Prawdziwa niespodzianka.
Tło także miłe oku:
amerykańskie przedmieścia z tej zamożniejszej i próżnej półki. Ekskluzywne gadżety, świetne ciuchy, fajne autka i ogólnie markowość w swoim mocno próżnym wydaniu bije po oczach w każdej scenie obrazu.
Film prowadza widza od salonu, poprzez basen i ekskluzywny barek na pole golfowe i idealnie utrzymane trawniki.
Trochę w tle buzują myśli w stylu:
„ależ próżni i płytcy ci Amerykanie” albo „nic dziwnego, że teraz mają kryzys”, ale zasadniczo przywoływałem się do porządku w stylu: spokojnie, to tylko film, oglądaj, nie mędrkuj.
P ok. 80 minutach już się dałem całkiem zwieść i zapomnieć, że oglądam amerykański film z gwiazdorską obsadą, który jak do tej minuty jawił się już mi jako zaskakująco ambitne kino.
I ostatnie 10-15 minut…
Wielkie zaskoczenie i sprowadzenie z chmur na ziemię.
Poczułem się nieco nabity w butelkę bo dałem się zwieść oczekując nietuzinkowego zakończenia a tu wyszło tak jak zazwyczaj…
I miałem przy tym takie dziwne uczucie jakby finałową scenę rozpisał inny niż resztę obrazu scenarzysta i wyreżyserował inny reżyser. Jakby na te ostatnie 10 minut twórcom zmieniła się już na planie, w ostatniej chwili koncepcja i stwierdzili, że bez happy endu, jakkolwiek by wyglądał sztucznie i nieprzekonująco na tle reszty filmu – po prostu ani rusz.
Bo widz nie zasiadł przed fotelem, aby zapamiętać samobójcę przywiązanego do kosiarki z rozpostartymi bezsilnie ramionami tylko Demi i Davida z love story w ich wykonaniu.
Trochę szkoda, ale obejrzeć warto.
Uwaga Spoiler: Dokładnie mam te same odczucia, pewnie producent się przestraszył, że nie bedzie happy endu i film się publiczności amerykańskiej nie spodoba. Gdyby skończył sie na ujęciu kiedy Duchowny idzie drogą, zaciemnienie i napisy, byłoby naprawdę dobrze, no ale niestety. Choć tak jak napisałeś, film dobrze się ogląda i ciekawy temat.
pozytywnie się zaskoczyłam, dobry film i z dobrym zakończeniem. Gdyby zakończenie było inne pozostałby niedosyt, byłoby oczywiste sądząc z postawy Demi,a tak sprawiło, że film jest jeszcze lepszy. No cóż dzisiejsi opłacani trendsetterzy pewnie niedługo zmienią się w rodziny.
Też włączyłam przypadkiem i też dokładnie te same odczucia. Coraz częściej irytują mnie te naciągane szczęśliwe zakończenia, wolę gorzką prawdę (chociaż i tak fikcję), a to mi jednak nie wkomponowało się w klimat historii. Nagle z wciągającego i zmuszającego chwilami do przemyślenia własnych postaw wyszło w ostatnich scenach jakieś romansidło rodem z babcinych Harlequinów.
Ale mimo wszystko ogląda się bardzo przyjemnie. Co prawda trochę za nadto na mój gust moralizatorskie zakończenie, ale nie daje się aż tak bardzo odczuć. Pomijając oczywiście ostateczny powrót Demi do Duchovnego.