Właśnie skończyłam oglądać (piracka wersja - nie finansuję sadystów i morderców kobiet [bo tym się kończy zakaz aborcji - brakiem dostępu do bezpiecznego zabiegu; pozostaje niebezpieczne podziemie, a kobieta, która nie chce być w ciąży, ZAWSZE znajdzie sposób, by ją przerwać]). I wiecie co?
Mamy problem. Ten film wizualnie i aktorsko jest naprawdę dobrze zrobiony. I wiarygodny - dla kogoś, kto nie ma pojęcia o faktach dotyczących aborcji (np. powtarzana w filmie bzdura o uciekającym płodzie, wciskanie kitu, że przy aborcji farmakologicznej kobietę czeka kilka tygodni bolesnych skurczy, itd.). W dodatku strasznie ckliwy pod koniec, do tego stopnia, że mi samej się łezka w oku zakręciła.
Anti-choice zostali tu pokazani jako dwie grupy - krzykacze i mordercy lekarzy oraz odcinający się od nich empatyczni, cudowni, rozmodleni ludzie śpieszący z pomocą i wspierający kobiety, przekonujący je delikatnie, że mają dość sił, by podołać ciąży i wychowywaniu dziecka. Oczywiście na filmie tych drugich jest więcej. A wszyscy wiemy, jak to w praktyce wygląda - 99% z nich w tyłkach ma dobro kobiet, kobieta to dla nich inkubator na dwóch nogach i nawet jeśli oferują jej jakieś "wsparcie", to kończy się ono, jak kobieta nie może już aborcji zrobić, bo minął termin.
Oczywiście "argument" o odczłowieczaniu człowieka (niewolnictwo, holokaust i porównywana z nimi aborcja) pozostawiony bez odpowiedzi ze strony pro-choice... a odwiedź jest banalnie prosta: żaden człowiek, choćby miał bez nich stracić wszelkie szanse na przeżycie, nie ma prawa korzystać z cudzych narządów bez zgody osoby, do której one należą. To, że odmawiamy nadania takiego nadzwyczajnego prawa zarodkom/płodom nie oznacza, że je odczłowieczamy - traktujemy je po prostu jak każdego innego człowieka. To anti-choice odczłowieczają nas, kobiety. Pozbawiają nas prawa do decydowania o własnym ciele.
Planned Parenthood pokazane jako organizacja złych ludzi, nastawiona na zysk, niedbająca o dobro pacjentek. Doradczyni zamiast doradzać, pomagać kobiecie obiektywnie przyjrzeć się jej sytuacji, jej zasobom, pomóc podjąć decyzję, wprost namawia do aborcji. Olewa informację od dziewczyny, że jej rodzice naciskają na aborcję, choć ona nie jest pewna, czy dobrze robi. Dyrektorka kliniki ryzykuje życie pacjentki, żeby chronić organizację. Psycholożka okłamuje ojca pacjentki, który ją na aborcję przywiózł i nie informuje o stanie zdrowia. Pracownice zostawiają pacjentki bez wiedzy, jak będzie przebiegał proces aborcji farmakologicznej, co je powinno zaniepokoić. Masakra. W ŻADNEJ klinice i w żadnym szpitalu coś takiego nie mogłoby się dziać. Przecież pacjentki by taką klinikę non sto zaskarżały. A badania amerykańskie jasno pokazują: 95% kobiet swojej aborcji NIE żałuje, nie ma po niej żadnych długotrwałych problemów psychologicznych. Gdyby kobiety były do aborcji masowo namawiane i zmuszane wbrew swojej woli, wyniki tych badań nie byłyby tak dobre, a my co parę tygodni słyszelibyśmy o pozwach pod adresem Planned Parenthood.