W ubiegłym roku było o tej produkcji dość głośno. Nagle wszystko umilkło i film objawił się na DVD. Czemu? Zaraz się dowiecie. Około 20 osób czuwało przy produkowaniu tej opowieści. Dokładnie tak - około 20. Scenariusz stworzyło 4 facetów i powstało nie wiadomo co. Wygląda to jak produkcja dla stacji Hallmark. Wiedzcie jedno, jeśli w filmie nadużywane są skoki w czasie tzn. cofamy się do tego co było przed właściwą akcją produkcji to mamy poważny problem.
Zaczyna się to wszystko nader obiecująco. Ot facet głównej bohaterki Jane (źle obsadzona Natalie Portman - rola dla Charlize Therone lub Jennifer Lawrence) tak facet, nie mąż a facet, dotąd w westernach kobiety po urodzeniu dzieci i zamieszkaniu na farmie były prezentowane jako zony tu jest jakiś konkubinat, dostaje kilka pocisków i wraca na farmę by oznajmić, że to robota braci Bishop. I co robi główna bohaterka? Zamienia się ze statecznej kobiety w gieroja. Chwyta broń, córkę i jedzie. Gdzie się udaje? Zostawia córę u sąsiadki i odwiedza ... Byłego (wtf?!) , który jest rewolwerowcem i toczą się dość melodramatyczne teksty i widz nie wie co się tu dzieje tak naprawdę. To co się dzieje tłumaczą nadużywane skoki w czasie, pojawiają się nagle i bez sensu i są jedynie wypełniaczem marnej, irytującej fabuły. Szczerze? Ci Bracia Bishop jak na bezwzględnych oprychów są dość marnie zorientowani. Widzimy, że "świat przedstawiony" jest stosunkowo mały a dotarcie im do farmy zabiera jakieś 80% filmu. Co się dzieje podczas tego czasu? Poznajemy w bardzo nieudolny sposób powody dla których Bracia Bishop mają pretensje, tak! Dokładnie w ten sposób! W normalnym westernie sprawa by została wyjaśniona w 5 minut. Tutaj scenarzyści partacze mający jedynie początek i zakończenie uznali, że środek będzie wypchany niepotrzebnym opowiadaniem co się działo 5 lub 7 lat wcześniej. Wciąż i wciąż rzucałem w stronę telewizora - po co to ?! na co to !? o co tu chodzi ?! W westernach siedzę od lat, tak złego i niepotrzebnego nie widziałem jeszcze w moim życiu. Scenariusz, reżyseria, obsada - wszystko jest złe i do niczego. Punkt wyjściowy jedynie był dobry. Kurtyna milczenia z mojej strony na tę produkcję. Natalie Portman ponownie gra w sposób znany nam z "Gwiezdnych wojen". Jest irytująco, tragiczna i amatorska - gdzie się podział ten talent z "Czarnego łabędzia" ?!
Musisz zrozumieć że nie będzie już takich westernów jak kręcili w latach 60 ub. wieku np.z Bronsonem gdzie biali grali Indian itd . A tu jest pokazana realna brudna historia i film ogląda się z zainteresowaniem , szkoda mi takich jasnowidzów filmów co to przewidują scenariusz do przodu i do tyłu .Natalie Portman wypadła w tej osadzonej w realiach Dzikiego Zachodu zaskakująco dobrze , pozdro Charles .