Kupa a nie western... Szereg powolnych ujęć, podobnie jak u Leone, tyle, że tu do niczego kompletnie nie prowadzą i po jakimś czasie stają się monotonne. Zdaje mi się, że Hellman chciał z prostej fabuły, uczynić nie wiadomo jaki głęboki dramat psychologiczny. Niestety się nie udało. Do tego Nicholsona tyle co kot napłakał, a w nim właśnie pokładałem największe nadzieje. Mały plusik dla zakończenia i muzyki, czasem pobrzmiewającej w tle.
Skróciłbym cholerstwo o dobrą godzinę i wyszłaby z tego całkiem strawna krótkometrażówka...