W kino w którym nie jest ważna kasa wpompowana w produkcję, ani nie jest tak ważny scenariusz, ale ważne jest to, jak film oddziałuje na widza.
W kino które z jednej strony nie jest amerykańską maszynką do robienia pieniędzy smutnych Panów w garniturach, a z drugiej nie jest "wyrzutem" przygniatającej do ziemi intelektualnej spermy jakiegoś europejskiego pseudoartysty lansowanego na niszowych festiwalach.
W kino, które nie traktuje swojego odbiorcy jak kompletnego idioty, każe mu się doszukiwać wielu "odczuć". Ale też nie olewa kompletne swojego widza w imię "sztuki".
Brawo dla obu Panów, że udało im się stworzyć taki pozytywny, hrabalowsko wręcz, film. I to w czasach, gdzie o sukcesie decydują efekty specjalne, a waga fabuły jest kosmicznie przeceniana w stosunku do innych środków filmu.