Ogląda się go świetnie, bawi do łez i szczerze wzrusza. Jest także perfekcyjnie zagrany
zarówno przez parę postaci pierwszoplanowych, jak i bohaterów pozostających w tle
opowiadanej historii. Odbór całości psuje mi jednak pewna bajkowość - niejako
nawiązanie do historii kopciuszka - związane z faktem iż kaleki mężczyzna jest
multimilionerem i może pozwolić sobie zarówno na fachową opiekę medyczną, wzorcową
rehabilitację i higienę jak i spełnianie ekscentrycznych zachcianek. Wiem że fabuła filmu
powstała w oparciu o prawdziwe wydarzenia, lecz jest dla mnie przez to zbyt cukierkowa,
polukrowana...Ciekawe czy odnajdywanie człowieczeństwa, szczęścia pomimo kalectwa i
głębszych pokładów pozytywnych uczuć byłoby równie proste, gdyby to właśnie
sparaliżowany bohater mieszkał w paryskim blokowisku, robił pod siebie, nosił zmieniany
raz dziennie pampers, miał głębokie cuchnące odleżyny, nawracające zakażenia układu
moczowego, przykurcze kończyn, zalegającą w płucach wydzielinę i powtarzajce się epizody
zapalenia płuc, a jego najbliźsi ledwie wiązaliby koniec z końcem. Nie wiem może na mój
odbiór filmu wpływa fakt że miałem okazję poznać kilka osób z tetraplegią. Może też film ma
tak wysokie oceny (sam się do tego przyczyniam) że po prostu w kinie uwielbiamy baśnie i
szczęśliwe zakończenia...
Na początku pozdrawiam znajomego ;)
"gdyby to właśnie
sparaliżowany bohater mieszkał w paryskim blokowisku, robił pod siebie, nosił zmieniany
raz dziennie pampers, miał głębokie cuchnące odleżyny, nawracające zakażenia układu...."
No właśnie,nawet o tym nie pomyslałem podczas oglądania no ale z drugiej strony dla tego czarnego opiekuna to i tak był nie lada wyczyn,no bo on przez życie szedł na łatwiznę,lajtowo a tu musi się nagle opiekować jakimś sparaliżowanym,no i nie wszyscy od razu muszą być pielęgniarkami z krwi i kości,no ale jak to by było gdyby on opiekował sie biedakiem?Cholera wie,to,że był bogaczem to w jakiś sposób była zachęta dla tego opiekuna,ten wszechogarniający luksus i w ogóle,lecz pozniej dochodzi do powolnej jego przemiany,właściwie sparaliżowany wydobywa z jego zakamarków te dobre cechy,które były gdzieś tam głęboko ukryte w jego psychice,aktywuje je.
To tak samo mieć mały zal do wszystkich bogaczy,którzy pomagają instytucjom charytatywnym i innym potrzebującym i powiedzieć o nich,ze i tak mają dużo pieniędzy tak więc to nie jest z ich strony żaden wielki wyczyn i nie mówię tu o tych,którzy pomagaja i sie tym wszędzie afiszują.
Pozdrawiam również serdecznie dawno nie słyszanego (czytanego) znajomego (naskrobałem Ci jakąś epistołę pod ostatnim Almadovarem)...
Myślę że wymierne korzyści czerpali obaj - milioner bo znalazł przyjaciela i osobę która wreszcie patrzyła na niego nie poprzez pryzmat kalectwa i ograniczeń, a także żywiołową i bezkompromisową osobę której obce były konwenanse i sztywne ramy zachowania obowiązujące w świecie tzw. elit finansowych. Bezrobotny chłopak ze slamsów mógł nacieszyć się życiem na poziomie o którym nie mógł wcześniej nawet pomarzyć (luksusem była dla niego nawet wanna), mógł poszaleć sportowym Maseratti, nałożyć porządny garnitur, zjeść w luksusowej restauracji czy zarobić niezłe pieniądze. Film generalnie mnie zachwycił i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Choć nadal się przyczepię do tego iż wątek o spełnianiu marzeń był możliwy wyłącznie dzięki posiadanej fortunie - w naszym kraju los osób z porażeniem czterokończynowym, zwłaszcza pochodzących z niezamożnych rodzin bywa często naprawdę tragiczny i trudno im wówczas odnaleźć nadzieję i choćby chwilowy optymizm.