Z czymś takim mi się to kojarzy. Na ten "film" (chociaż tak jakoś masochistycznie korci by pójść) nie pójdę z trzech powodów. Po pierwsze boję się, że w kinie będę się śmiał w tych "dramatycznych" i "poważnych" momentach na cały głos jak głupek. Drugi powód to ten, że po obejrzeniu tego "dzieła" dostanę raka mózgu. A trzeci to ten, że trochę szkoda mi pieniędzy na to coś, a jakoś nie chce mi się wspierać tego pana, którego ego obecnie wystrzeliło z siłą pierdyliarda megaton. Także dziękuję, postoję.