Z reguły filmy, w których grają ludzie nie znający się w zupełności na aktorstwie( typu: sportowcy, muzycy itd) są słabe. Bohaterowie grani przez gwiazdy, lecz z innej dziedziny, są komiczni, płascy emocjonalnie, brak im głębi,są papierowi. Idąc na "Nigdy więcej" spodziewałam się podobnych wrażeń jak po "Celi" czy "The next best thing" z Madonną w roli głównej. Byłam pewna, że Jennifer nie przeleje na mnie żadnych emocji,że swoją grą zdesperowanej i zdeterminowanej żony i matki po prostu mnie rozśmieszy. Tak się jednak nie stało. Byłam gotowa uwierzyć, że naprawdę cierpi, naprawdę walczy z własną słabością i bólem. Film co prawda dał mi do myślenia, jednak nie zrobił na mnie większego wrażenia, po mimo dobrej gry aktorskiej pani Lopez. Ogólnie jednak podobały mi się: scenariusz, pomysł, dobór aktorów i zwroty akcji. Polecam ten film znajomym o podobnych upodobaniach filmowych jak ja, gdyż na pewno zrobi na nich wrażenie.