Trudno powiedzieć, za co kocha się film. Proszę go nie porównywać z "Pożegnaniem z Afryką", bo tamtego filmu nie cierpię, bo to przeromantyzowana i ponura historia, a ten film zawiera pozytywny ładunek i do tego jest głęboko prawdziwy.
Można odczytać z tego filmu wiele różnych przesłań, ale to przede wszystkim to autentyczna historia żydowskiej rodziny, opowiedziana dosyć wnikliwie i pod różnymi kątami.
Kocham filmowe postacie: Walter - uosobienie męskości, przewidujący, wytrwały (a w tej roli cudownie przystojny Merab Ninidze), Jettle nosząca w sobie jakiś rys bowaryzmu, kupująca sukienkę za ostatnie marki (Walter mówi o niej, że nie dostrzega rzeczywistości, że chciałby mieć przy sobie dorosłą kobietę, ale i ona stopniowo dojrzewa i odnajduje swoje miejsce), cudownie mądra, bystra i spostrzegawacza Regina, czuć, że ona jest tu narratorką, dlatego ta opowieść jest taka, i wreszcie długonogi, pełen godności, mądry i kochający Owuor.
Subtelna opowieść o losach małżeństwa, przeżywającego ciężki okres, ludzi, którzy muszą określić się na nowo, i próbujących na nowo się odnaleźć.
Przenikanie się kultur, kwestie tożsamości, odrębności, tolerancji i nienawiści - to tematy ważne dla każdego, "mądrzy ludzie nigdy nie będą ci mieli za złe, że jesteś inny" - mówi Jettle do córki, i można to odnieść do każdego rodzaju odmienności.