6,9 4,6 tys. ocen
6,9 10 1 4569
7,3 21 krytyków
Nikt nie woła
powrót do forum filmu Nikt nie woła

Tak się zastanawiam, czy gdyby, nie znał języka polskiego, nie odebrałbym czasem tego
filmu podobnie. Muszę bowiem przyznać, że nie do końca zrozumiałem jego treść,
zarówno na poziomie podstawowym, jak i tym ukrytym, o ile taki też tu jest obecny. Ale
mimo to jestem pod ogromnym wrażeniem filmu z uwagi na rewelacyjne zdjęcia (genialnie
wykorzystujące urok miejscowości) i genialną muzykę Kilara. Te dwa składniki (licząc
lokacje, to 2 i ½) tworzą w efekcie wprost niesamowity klimat, niepokojący coraz
bardziej z czasem trwania filmu, zwłaszcza jego drugiej połowie. Niektóre sceny były
wprost genialne i hipnotyzujące. Przez ostanie pół godziny leżałem wgnieciony w łóżko.
Jest tylko kilka drobnych problemów. Po pierwsze niesławny montaż. Faktycznie, w kilku
miejscach film poklejono niechlujnie, ale w sumie nie robił bym tu z tego takiego wielkiego
problemu. Osobiście mnie to nie bolało. Po drugie obsada. Z początku Zofia
Marcinkowska faktycznie mnie wkurzała swoją manierą gry, a i urodą mnie nie urzekła.
Jednak drugiej połowie coś się z nią stało (umalowała się?) i stała się raptem
niewyobrażalnie piękna i charyzmatyczna, przez co moje niezadowolenie z jej aktorstwa
zupełnie znikło. Trzeci problem jest największy – chodzi o treść. Tutaj jest raczej
zdezorientowany. Nie ma nawet sensu, żebym próbował coś w tej chwili o niej pisać.
Bardzo bym był zadowolony, gdyby ktoś napisał tu jakąś analizę tego dzieła, bowiem ja
nie do końca zakumałem. Wyrozumiałość i łopatologczność mile widziana.

ocenił(a) film na 10
kangur_msc_CM

Witam wszystkich.

Podejmuję wyzwanie w kwestii analizy filmu, nie uzurpując sobie żadnych praw co do nieomylności, wyłączności czy kompletności interpretacji. Jestem entuzjastą tego filmu – ciekawe byłoby, gdyby jakiś przeciwnik tego filmu napisał, jak go zrozumiał. Pominę powszechnie znane rzeczy (on nie wykonał rozkazu, kontra dla „Popiołu i Diamentu” itd.) Ten film jest ciężki, ale ze wszech miar godzien odkrywania i głębszej analizy. Perypetie młodego, niedoświadczonego faceta w trzema dorosłymi kobietami (i jedną nieletnią na doczepkę) to płaszczyk, pod którym ten film skrywa swoje prawdziwe wartości. Ten film opowiada o pięknej miłości i najwyższych rodzinnych wartościach, które Lucyna systematycznie wpaja nieokrzesanemu Bożkowi.

Koniec wstępu. Teraz pojadę łopatologicznie, zgodnie z życzeniem:

Kluczem do zrozumienia zakończenia jest to, że aż do ostatnich minut filmu, Lucyna jest dziewicą. To może brzmieć szokująco, ale dla mnie to niezbity fakt o którego subtelne przekazanie postarał się scenarzysta, bo:

1) Pomimo wojny, Lucyna jest dziewicą na początku filmu. Wynika to z ironicznych komentarzy o niej, które wypowiada jej młodsza siostra wobec Bożka – a przecież siostra wie, szczególnie taka bystra i aktywna w „tych sprawach”

2) Bohaterowie nie śpią ze sobą właśnie aż do tych ostatnich minut. A ściśle mówiąc, raz śpią, ale tylko w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Po wyznaniu miłości z jego strony (cudowna scena, popis natchnionej gry Marcinkowskiej), ona zasypia w łóżku, po chwili oświetlenie się zmienia bo nadszedł poranek, on leży w łóżku za nią, a ona leży dokładnie w tej samej pozycji. Są tak sobą zauroczeni, że potrzeba im tylko bliskości. Nic więcej. Miłość to więcej niż tylko łóżko (we wtórnym znaczeniu tego słowa).

3) Bożek musi załatwiać swoje potrzeby „fizjologiczne” u Niury.

Końcowa scena u Zygmunta – absolutnie bulwersująca, co podkreśla genialna muzyka Kilara. Nie dostają od Zygmunta gwarancji, że polowanie na Bożka się skończy. Jasne staje się, że teraz, Bożek już ostatecznie musi uciekać. Szybko, natychmiast. On już dał jej wcześniej gwarancję powrotu, wyznając jej miłość w dwóch pięknych, krótkich słowach (patrz punkt 2 powyżej). Pozostaje jej gwarancja, że nie znajdzie innego. Daje mu ją tu i teraz (nie ma czasu na zmianę lokalizacji): Będziesz moim pierwszym i jedynym (przecież jest dziewicą!). Mogę spekulować że cenzor „zaopiekował” się tą sceną nie tylko ze względów wiadomych, ale i na dodatek dlatego, że w trakcie – Lucyna wrzeszczy (patrz powyżej, w nawiasach). Tak ja bym to przynajmniej wyreżyserował. Ta scena bulwersuje (obecność Zygmunta i dzieci) i równocześnie opowiada o prawdziwej miłości i jej wartościach, takich jak wierność. To niezwykły, szokujący efekt. To szokujący, inteligentny film z przesłaniem (w tym samym czasie Polański robił szokujące, inteligentne filmy bez przesłania).

Ta scena rozwiązuje wreszcie tego pata, który prześladuje ich dwoje przynajmniej od sceny spotkania Zygmunta pod kinem. Dlaczego pat? On już dawno powinien uciekać. Ale jej nie zostawi, bo boi się, że ją straci – widzi, jaka jest atrakcyjna. Ona niezłomnie trwa przy swojej młodszej siostrze (siostry są prawdopodobnie sierotami wojennymi), nie zostawi jej, nawet w internacie, nawet nie sugeruje Bożkowi, że może z nim wyjechać w siną dal. Można mniemać, że tego nauczyła się od matki, na rodzinnych kresach, gdzie związki rodzinne były bardzo silne.

Pożegnanie na dworcu. Dzięki tej jej gwarancji (scena u Zygmunta) to on jest spokojny. Ona się boi. Przez cały film, ona go buduje, uczy go dorosłości i prawdziwego uczucia, które przecież buduje pewność siebie. Na sam koniec, on jej to oddaje. Piękne i tyle.

Jest też sporo intelektualnych smaczków i podtekstów. Podam przykład: Heine. Lucyna znajduje w bożkowej ruderze książki Heinego. Chce się kształcić, czytać Heinego i to w oryginale! Skąd ten Heine? Z książek schowanych przez Niemców po przejęciu władzy przez faszystów. Heine był Żydem i faszyści go zakazali. Wtedy, jakiś niemiecki miłośnik literatury, poprzednik Bożka z czasów, gdy rudera jeszcze nie była ruderą, schował książki Heinego. Potem się wyprowadził lub po prostu zapomniał o książkach. Niemcy ewakuowali się w sposób dość zorganizowany, ale w takiej sytuacji nie przeszukuje się wszystkich kątów, szczególnie tych bardziej ukrytych. Zakazane książki poczekały na polską dziewczynę. Lucyna jest nie tylko ambitna, jest w dodatku skrupulatna i spostrzegawcza. Wyciąga książki z nory. Bożek ich nie znalazł. Dlatego się dziwi, gdy je widzi w jej rękach. Lucyna jest też poukładana. Akceptuje prawo zasiedzenia bożkowej rudery z dobrodziejstwem inwentarza. Dlatego mu dziękuje za książki Heinego. W filmie to wszystko to trzy słowa:
„-Heine? -Heine, dziękuję.”

Nie umiałbym nie napisać tu paru słów o Zofii Marcinkowskiej: Po tej roli mogłaby wyjechać na Zachód z tym filmem pod pachą i zrobić wielką karierę. I to w filmach z najwyższej półki. Czyli mogłaby zrobić to samo, co zrobił w tym czasie Polański (jakby co, na pewno nie zabrakłoby dla niej miejsca w jego kabriolecie, oby tylko wysiadła zaraz po przekroczeniu żelaznej kurtyny!). Dlaczego tak uważam? Lucyna to postać wielowarstwowa. Rozsądna i nierozsądna. Liryczna i praktyczna. Frywolna i poważna. Urocza i złośliwa. Zależnie od stanu ducha i zauroczenia oraz kontekstu. Do tego wszystkiego utrudnienie w postaci przytłumionych przez wojnę emocji, których wymaga reżyser. Przez to ten film to przegląd jej aktorskich możliwości w różnego rodzaju scenach (w wieku niespełna 20 lat!). Dobrze, że teraz cyfryzacja to uwieczniła. Jak to wszystko zagrała? Ano tak, że spotyka się o tym tylko skrajne sądy. A to o czymś świadczy. Do tego charyzma (której zresztą nikt nigdy nie udowodni ani nie obali). O urodzie nie wspomnę. W sumie to dobrze, że Kutz „uwalił” Elżbietę Czyżewską i Beatę Tyszkiewicz podczas zdjęć próbnych do roli Lucyny. Krzywdy im mnie zrobił. Ich czas miał jeszcze nadejść. Miały go dużo więcej. Wykorzystały go dobrze po to, aby zaistnieć i coś po sobie zostawić.

Ale nie tylko Zachód to dobre miejsce na kontynuację tak dobrze zaczętej kariery. Teatr Stary w Krakowie też nim był (tylko jeden sezon). Są z tego zdjęcia (cyfrowe muzeum Teatru Starego - przedstawienie Major Barbara)

Ze skąpych informacji o niej można wnioskować, że Zofia potrzebowała chyba paru wizyt u dobrego psychiatry. To ludzka rzecz. Co się z nią stało, wiemy. Szekspirowska tragedia. Nie na scenie. W życiu. Powinniśmy o niej pamiętać. Nie pamiętamy (mówię o ogóle). The show must go on…

Dyskusja mile widziana. Pozdrawiam serdecznie.

ocenił(a) film na 5
fan_lat_60tych

Nie wspomniałeś o pięknej urodzie Zofii Marcinkowskiej. Trudno mi nawet sobie przypomnieć aktorkę o podobnej urodzie... Chętnie zobaczyłbym ją też w kolorze, ale google image pokazuje tylko czarno-białe zdjęcia.

ocenił(a) film na 10
kyle_reese

Wspomniałem i nie wspomniałem.
Napisałem: "O urodzie nie wspomnę." :-)
Pozdrowienia.

ocenił(a) film na 4
kyle_reese

dla mnie mogłaby się nie odzywać - z korzyścią dla filmu i dla niej samej :-)

ocenił(a) film na 8
fan_lat_60tych

@ fan lat 60tych - Dziękuję za analizę. Przydała się podczas seansu i wyjaśniła wątpliwości :)

ocenił(a) film na 10
Kriss_11

Cieszę się bardzo, że mój tekst się przydał. Polecam też mój wpis o Zosi Marcinkowskiej na jej (jakże skromnym) profilu.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
kangur_msc_CM

Czytam wypowiedź pani która była odpowiedzialna za charakteryzację aktorów. Otóż mówiła ona że w trakcie kolejnych scen upiekszała makijażem twarz aktorki. Te zabiegi miały za zadanie wskazać że dziewczyna zakochała się w swoim ,Bożku'.